>>> Zobacz także: Co wiemy o raporcie CBA w sprawie Mariana Banasia?
Kilka dni temu Onet ujawnił, że z kasy CBA zginęło prawdopodobnie 5 mln zł. Sprawa miała wyjść na jaw w grudniu zeszłego roku, kiedy to konwojenci przyjechali do Centralnego Biura Antykorupcyjnego po pieniądze, które mieli zawieść do banku. Wtedy okazało się, że kasa instytucji odpowiedzialnej za ściganie przestępców jest pusta.
Za gotówkę odpowiedzialna była, jak podaje "Rzeczpospolita", kasjerka Katarzyna G.. Pytana o to gdzie podziały się grube pliki, miała odpowiedzieć, że "są święta i opiekuje się dziećmi".
"Puls Biznesu" podaje jeszcze bardziej dramatyczny opis wydarzeń, które miały wydarzyć się w siedzibie CBA po odkryciu manka.
Zaczęły się gorączkowe telefony i rozmowy, bo stało się jasne, że nie mamy do czynienia ze zwykłą malwersacją, jednorazową akcją, ale z zaplanowanym procederem [...] 5 mln zł w gotówce to masa pieniędzy o wadze kilkudziesięciu kilogramów, które można spakować do furgonetki
- wyjaśnia "PB" anonimowe źródło "zbliżone do resortu spraw wewnętrznych".
Dziennik ustalił, że kobieta mogła manipulować zapisami dotyczącymi ewidencji gotówki. Środki, które np. wracały do centrali z oddziałów terenowych nie były uwzględniane w zapisach.
Czytaj też: Marian Banaś tłumaczy, czemu milczy: Powaga NIK i jej prezesa nie pozwalają mi na polemikę w mediach
Co działo się z pieniędzmi? Wewnętrzny monitoring miał wykazać, że przynajmniej raz Katarzyna G. wychodzi z siedziby CBA z reklamówką, której prawdopodobnie nie miała przychodząc do pracy.
Nie ma jednak pewności, że to Katarzyna G. stoi za wyprowadzeniem pieniędzy z CBA.
Jeszcze więcej światła na sprawę rzuca "Gazeta Wyborcza". Dziennik donosi, że w całej sprawie może chodzić o znacznie większe pieniądze. Z różnych obliczeń wynika bowiem, że w kasie CBA brakuje od 6,5 do nawet 15 mln zł.
Do zaginięcia części gotówki miało dojść w zupełnie innych okolicznościach. Milion złotych miał przepaść "w trakcie operacji specjalnej, w której zastawiono sidła na byłego wiceministra sprawiedliwości w rządzie PO-PSL i doradcę prezydenta Andrzeja Dudy". Jak wyjaśnia dziennik "gotówkę przejął pośrednik współpracujący z Biurem" i zniknął.
Rzecznik Biura w oficjalnym komunikacie poinformował, że "nie jest prawdą, jakoby Centralne Biuro Antykorupcyjne utraciło jakiekolwiek środki finansowe". To o tyle zaskakująca deklaracja, że sąd w sprawie Katarzyny G. i jej męża wydał decyzję o areszcie. I to już 1 stycznia.