Zmarło ponad 1700 osób, ponad 71 tysięcy jest zakażonych. Epidemia już teraz uderza w gospodarkę i wiele biznesów, nie tylko firm z Chin, a to zapewne nie koniec. Chińczycy, i nie tylko oni, walczą z czasem, by znaleźć sposób na leczenie wywoływanej przez nowego koronawirusa choroby oraz ograniczyć liczbę zakażeń.
Jednym ze sposobów ma być niszczenie banknotów, które zebrano w szpitalach i miejscach publicznych - środkach komunikacji czy sklepach w regionach, w których trwa epidemia. Takie działania ogłosił Ludowy Bank Chin, a informują o nich zachodnie media, powołując się na doniesienia finansowego portalu Caixin.
Pozostałe potencjalnie niebezpieczne banknoty chińskie banki mają dezynfekować - za pomocą światła ultrafioletowego i wysokiej temperatury - przetrzymywać je w "kwarantannie" przez dwa tygodnie, zanim wrócą do obiegu. By zapełnić jakoś powstałe w ten sposób braki, bank centralny wydrukuje nowe banknoty. Przekazywanie fizycznej gotówki między najbardziej dotkniętymi przez epidemię regionami ma być wstrzymane. Z rządowego komunikatu, który opisuje CNN, wynika, że już w styczniu wysłał do Wuhan, czyli miasta, w którym epidemia się zaczęła, gotówkę o wartości cztery mld juanów (równowartość około 573 mln dolarów).
Nie wiadomo wprawdzie jeszcze wszystkiego na temat wirusa i sposobów jego rozprzestrzeniania, ale jak twierdzi Światowa Organizacja Zdrowia, może on przetrwać na powierzchniach różnych przedmiotów kilka godzin.
Epidemia to nie tylko kryzys zdrowotny i zagrożenie dla gospodarki, lecz także poważne wyzwanie polityczne. Chiny rozważają przełożenie tegorocznej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, która planowo ma odbyć się w marcu. To w teorii najwyższy organ władzy w tym kraju, który spotyka się zwykle raz w roku, wiosną, na około dwa tygodnie. Liczy sobie 2980 członków - to największy parlament na świecie.
Kłopoty może mieć też Xi Jinping. Obserwatorzy chińskiej polityki coraz częściej piszą o kryzysie wizerunkowym przywódcy. Jak na razie winą za zbyt późną reakcję na koronawirusa obciążono lokalne władze Wuhan i prowincji Hubei, której to miasto jest stolicą. Okazuje się jednak, że i prezydent kraju o problemie wiedział znacznie wcześniej.
Oficjalnie Xi Jinping o poważnym problemie, którym stawały się zakażenia, wypowiedział się po raz pierwszy publicznie 20 stycznia. W miniony weekend pojawił się jednak zapis wewnątrzpartyjnego wystąpienia Xi z 7 stycznia, w którym mówił o wirusie.
To sprawia, że pojawiają się pytania, na ile chodziło o niekompetencję lokalnych urzędników, a na ile o zbagatelizowanie tematu przez władze centralne. To też rysa na wizerunku samego Xi, który przez państwowe media kreowany jest niemal wszechwiędzącego przywódcę.