22 kwietnia Poczta Polska otrzymała dane wyborców z rejestru PESEL. Przekazało je Ministerstwo Cyfryzacji, powołując się na specustawę koronawirusową, która w życie weszła 18 kwietnia.
Przekazanie informacji spotkało się z falą krytyki wśród mediów i ekspertów. Gazeta.pl o opinię poprosiła jednego z najwybitniejszego z nich, który odpowiadał za wprowadzenie RODO w Polsce. Dr Maciej Kawecki kierował w przeszłości Departamentem Zarządzania Danymi w Ministerstwie Cyfryzacji, tym, który przekazał pocztowcom rekordy. Przyznał, że w związku z tym komentowanie działań ministerstwa jest dla niego bardzo niezręczne i nie do końca na miejscu.
- Jak bardzo by się nie zgadzać z przekazaniem danych, przyjęte przez Sejm prawo mówi, że Poczta Polska może wystąpić z wnioskiem elektronicznym o uzyskanie dostępu do rejestru PESEL na potrzeby wyborów prezydenckich - stwierdza Kawecki. - Norma prawna nie jest jednak wystarczająco rozbudowana i nie konstruuje wyraźnie celu przetwarzania danych, tak więc podstawą prawną do udostępnienia takich danych może być w mojej ocenie przewidziana w RODO przesłanka interesu publicznego - dodał.
Wyjaśnił też, że podstawy nie można uznać za mocną, jednak z formalnego punktu widzenia istnieje. Chociaż są eksperci, którzy jego zdania nie podzielają.
Według Kaweckiego każdy z Polaków, którego dane przekazano, ma prawo temu się sprzeciwić. Informację należy przekazać jednostkom samorządu terytorialnego. Podstawą jest artykuł 21 rozporządzenia RODO.
Tu jednak jest pewna pułapka. - Nie ukrywam, że RODO daje możliwość uchylenia się od takiego sprzeciwu, co na etapie prac legislacyjnych sam krytykowałem - wyjaśnia Kawecki.
Kawecki stwierdził też, że wyobraża sobie przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych, jednak ich przygotowanie musiałoby być inne.
- Po pierwsze pakiety wyborcze mogłyby być doręczone osobiście wyborcy, a nie wrzucane do skrzynek pocztowych. Po drugie oświadczenie, które oddawalibyśmy wraz z kartą do głosowania, powinno być w jakiś sposób kodowane - np. ostatnimi numerami dowodu osobistego. W sposób, który uniemożliwiłby wyciek danych, ale pozwoliłby komisji wyborczej na ich weryfikację - stwierdził ekspert. Dodał też, że to wymagałoby stworzenia specjalnego systemu, którym komisje wyborcze dziś po prostu nie dysponują.
- Problemem jest też faktyczny brak możliwości dopisania się do listy wyborczej - ustawa, która wróci z Senatu do Sejmu, da na to Polakom w praktyce 24 godziny. To przecież niewykonalne, ale liczę, że to niedopatrzenie, które ktoś prędko zmieni - stwierdził Kawecki.
Ekspert zwrócił też uwagę na braki w przepisach, nad którymi pracuje obecnie Senat. - Przy każdej z urn znajdujących się w przestrzeni publicznej można by postawić policjanta. Ktoś przecież danych wrzuconych do skrzynki powinien pilnować. To samo dotyczy procedury przewożenia przesyłek zawierających głosy - stwierdził Kawecki.
Odniósł się też do stanowiska opublikowanego przez Urząd Ochrony Danych Osobowych. UODO stwierdził, że nie ma obaw dotyczących przekazywania Poczcie danych wyborców.
Czytaj też: Nikt w Polsce nie będzie mógł kopiować dowodu, nawet pracodawca? Ekspert krytykuje UODO
- Sądzę, że w Polsce potrzebujemy organu ochrony danych, który będzie niósł realną pomoc Polakom w dobie rosnącego problemu wyłudzania danych. Żyjemy w czasach, w których jedna czwarta ludzkości jest w sieci, co zwiększa liczbę naruszeń. Korzystamy z niej w przestrzeni domowej, co daje nam iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa i zwiększa tylko ich falę. Brakuje mi skupienia się organu na tych obszarach, a zbyt dużą wagę przywiązuje do tych mających wymiar polityczny.