Plan PiS zaprezentowany we wrześniu 2019 r. dotyczący bardzo szybkiego podnoszenia płacy minimalnej był bardzo ambitny, dla ekonomistów wręcz szokujący. - Jeśli PiS-owi to się uda, to będzie to naprawdę przewrót kopernikański w ekonomii - komentował dla next.gazeta.pl obietnicę podniesienia płacy minimalnej aż do 4 tys. zł brutto na koniec 2023 r. ekonomista Ignacy Morawski. PiS chciało zmusić tym ruchem firmy w Polsce, by zaczęły konkurować innowacyjnością i automatyzacją, a nie tanią siłą roboczą.
Dziś trudno wróżyć, czy w "normalnych" okolicznościach gospodarczych doszlibyśmy do płacy minimalnej 4 tys. zł za niespełna cztery lata. Wiadomo natomiast, że PiS nie wzięło w swoich wielkich planach pod uwagę jednego czynnika - ewentualnego kryzysu. Ten niestety nadszedł już pół roku po obietnicach prezesa PiS. Firmy, zamiast skupiać się na inwestycjach w innowacje (by móc podnosić pracownikom płace), muszą walczyć o przetrwanie i utrzymanie załogi, także wskutek cięć pensji.
Podwyżka płacy minimalnej aż o 400 zł od przyszłego roku - z 2,6 tys. zł do 3 tys. zł, i dalej do 4 tys. zł w kolejnych latach - stoi pod gigantycznym znakiem zapytania. O ile w zeszłym roku plany PiS dotyczące płacy minimalnej ogłaszane były w obecności tysięcy zwolenników, o tyle wieściami o tym, że przestrzelono, już tak chętnie politycy rządzącej partii się nie chwalą - mimo wielu okazji, bo znów trwa wszak okres wyborczych wieców i spotkań.
Ale nie muszą tego mówić w światłach kamer. Think-tank Public Policy dotarł kilka dni temu do założeń Ministerstwa Finansów co do sytuacji makroekonomicznej w Polsce w najbliższych latach. Na podstawie tej prognozy Narodowy Fundusz Zdrowia opracowuje swój plan finansowy.
W prognozie tej znalazły się także założenia co do wysokości minimalnego wynagrodzenia w kolejnych latach. Okazuje się, że według Ministerstwa Finansów ma ono rosnąć w tempie 2,5 proc. rocznie (czyli zbieżnym z celem inflacyjnym NBP) - tj. do 2665 zł w 2021 r. (podwyżka o 65 zł rok do roku), 2732 w 2022 r. i 2800 zł w 2023 r. Oczywiście, do kwot w latach 2022-2023 warto podchodzić z większą rezerwą, bo wiele w gospodarce w tym czasie się jeszcze może wydarzyć. Ale te 2665 zł płacy minimalnej w 2021 r. należy już traktować jako konkret.
O tym, że płaca minimalna w 2021 r. może wzrosnąć, ale nie o 400 zł, ale o ok. 60-80 zł (czyli tak, aby zrekompensowano inflację), pisał także w czerwcu "Dziennik Gazeta Prawna". W rozmowie z dziennikiem wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej nie podawał konkretnych kwot, ale zaznaczał, że jego resortowi "zależy na zachowaniu obecnej relacji płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia, czyli na poziomie ok. 48-49 proc.". A to, przy obecnym czy przewidywanym przeciętnym wynagrodzeniu w Polsce nijak nie daje 3 tys. zł najniższej krajowej.
Jak ognia szacunków co do płacy minimalnej w 2021 r. unikała także w rozmowie z serwisem money.pl Alina Nowak, także wiceszefowa resortu pracy. Stała na stanowisku, że rząd chce, aby najniższa pensja krajowa wzrosła, ale "być może nie będzie to 3 tys. zł".
Rząd musi porozumieć się co do kwoty najniższego wynagrodzenia z Radą Dialogu Społecznego, czyli przedstawicielami strony związkowej i pracodawców. Termin, w którym ze strony rządu powinna paść propozycja płacy minimalnej w 2021 r., został przesunięty z 15 czerwca na koniec lipca. Ze strony pracodawców raczej będzie presja na niepodnoszenie płacy minimalnej. Związkowcy prawdopodobnie zadowolą się podwyżką znacznie niższą niż przed kryzysem zapowiadał rząd.