Wyniki drugiej tury wyborów co do głosu nie są jeszcze znane, ale - na moment publikacji tego artykułu - brakuje wyników jeszcze tylko z 5 obwodów wyborczych na 27231 wszystkich. To oznacza, że podana tu liczba głosów oddanych na Rafała Trzaskowskiego i Andrzeja Dudę jeszcze delikatnie wzrośnie. Ale już teraz można wysnuć na ich podstawie wiele ważnych wniosków.
Urzędujący prezydent Polski zebrał ponad 10,4 mln głosów (stan na moment publikacji: 10 433 426). Prezydent Warszawy - bardzo niewiele poniżej "magicznego" progu 10 mln (obecnie: 9 992 764).
Co oznaczają te liczby? Prezydent Andrzej Duda otrzymał najwięcej głosów od 1990 r. Wówczas zwycięzca Lech Wałęsa uzyskał poparcie ponad 10,6 mln wyborców. W międzyczasie były jeszcze wybory prezydenckie w 2000 r., które Aleksander Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze uzyskując niemal 9,5 mln osób, więc nie da się wykluczyć, że gdyby doszło do drugiej tury, również otrzymałby w niej grubo ponad 10 mln głosów. Ale od 2005 r. zwycięzca wyborów w drugiej turze nie zmobilizował nawet 9 mln osób (Lech Kaczyński blisko 8,3 mln w 2005 r., Bronisław Komorowski ponad 8,9 mln w 2010 r., Andrzej Duda ponad 8,6 mln w 2015 r.).
Z tego punktu widzenia Andrzej Duda odniósł w tych wyborach wielki sukces. Warto zwrócić uwagę, że w porównaniu do wyborów z 2015 r., teraz poparło go w drugiej turze o ponad 1,8 mln osób więcej (a w pierwszej turze o ok. 3,3 mln osób więcej niż pięć lat temu).
Z drugiej strony, mimo porażki powodów do wstydu ze swojego wyniku zdecydowanie nie ma Rafał Trzaskowski. 12 lipca na kartach wyborczych krzyżyk przy jego nazwisku postawiło niemal 10 mln osób. O tym, jak to bardzo dużo, świadczy fakt, że jeszcze nigdy w historii III RP przegrany w wyborach nie miał tak wysokiego poparcia. Tak wiele oddanych głosów dałoby zwycięstwo we wszystkich wyborach prezydenckich po 1990 r. Tym razem jednak okazało się to za mało - o ok. 441 tys. głosów.
To swoją drogą również ciekawa sytuacja. Z jednej strony, patrząc na ponad 10,4 mln osób stojących za wyborem Andrzeja Dudy, ma on najmocniejszy mandat prezydencki od 30 lat. Z drugiej, gdyby analizować przewagi zwycięzców wyborów nad głównymi kontrkandydatami, mandat starego-nowego prezydenta jest najmniej przekonujący.
Tych ok. 441 tys. głosów przewagi Dudy nad Trzaskowskim (ta liczba może się zmienić o kilka czy kilkanaście tysięcy, ale będzie to ten rząd wielkości) to najmniejsza różnica, jaką do tej pory mieliśmy między dwoma głównymi kontrkandydatami w historii wyborów prezydenckich w III RP. Tym samym Duda pobije swój "rekord" z 2015 r., gdy wygrał z Bronisławem Komorowskim różnicą ok. 518 tys. głosów. Do tegorocznych wyborów to była najmniejsza przewaga w wyborczej historii Polski ostatnich 30 lat.
Ten sam wniosek można wyciągnąć na podstawie procentowych wyników wyborów. Zwycięstwo Dudy w 2015 r. w stosunku 51,55 proc. do 48,45 proc. było - do wczoraj - najmniej "wyrazistym". Teraz wygrana prezydenta będzie jeszcze mniej imponująca - w momencie publikacji artykułu wynosi 51,08 proc. do ok. 48,92 proc.
Od początku wiadomo było, że druga tura będzie przypominała "pościg" Rafała Trzaskowskiego za Andrzejem Dudą. Ponad 13 punktów procentowych i ponad 2,5 mln głosów różnicy z pierwszej tury dawało urzędującemu prezydentowi gigantyczną przewagę, ale jasne też było, że to Trzaskowski ma zdecydowanie większe możliwości przyciągnięcia elektoratu innych kandydatów.
To wszystko oczywiście się ziściło, ale nie z takim skutkiem, na jaki liczył prezydent Warszawy. Mimo, że w drugiej turze włączył on "turbodoładowanie", pierwszy linię mety przekroczył Duda.
Warto jednak zwrócić uwagę na skalę tego "turbo" u Trzaskowskiego. W drugiej turze poparło go aż o ponad 4 mln osób więcej niż w pierwszej. Dla porównania, Duda zyskał ok. 2 mln.
Dokładnie, Trzaskowski - bez danych z pięciu brakujących obwodów wyborczych - otrzymał o 4 075 424 głosów więcej niż dwa tygodnie temu. Ta liczba jest o tyle ważna, że prezydent Warszawy już pobił rekord Lecha Wałęsy z 1990 r., jeśli chodzi o największy przyrost nowych wyborców pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów (wówczas Wałęsa zyskał 4 mln 53 tys. nowych wyborców). Na marginesie, na trzecim miejscu w tym swoistym "rankingu" znajduje się wyczyn Andrzeja Dudy z 2015 r., gdy w drugie turze zagłosowało na niego aż o ponad 3,45 mln osób więcej niż w pierwszej.
Nie było więc jeszcze w historii polskich wyborów prezydenckich kandydata, który pomiędzy pierwszą a drugą turą tak mocno powiększyłby swój elektorat. To jednak dla Trzaskowskiego tylko marne pocieszenie.