Planowana na jesień rekonstrukcja rządu może przynieść konsekwencje nie tylko dla poszczególnych ministrów, lecz także urzędników. RMF FM ustalił nieoficjalnie, że premier Mateusz Morawiecki ocenił przerost zatrudnienia w podległych mu strukturach na "minimum 4 proc.".
W praktyce oznaczałoby to, że w wyniku reformy pracę straci co najmniej 2500 osób. Skrajny scenariusz ma zakładać przerost zatrudnienia na poziomie 15 proc., co pociągałoby za sobą konieczność zwolnienia aż 7500 urzędników. Źródła radia informują jednak, że tak głębokie cięcia kadr wydają się mało prawdopodobne.
Czytaj też: PGG na skraju bankructwa. Związkowcy wzywają Morawieckiego na spotkanie
Pojawiają się też kolejne doniesienia dotyczące tego, kogo w pierwszej kolejności miałyby dotyczyć zwolnienia. Możliwe, że dotkną osób w wieku emerytalnym. Jednym z zadań redukcji kadr miałoby być bowiem ich odmłodzenie.
W podobnym tonie wypowiedziała się Jadwiga Emilewicz, wicepremierka, ministra rozwoju. - Będziemy starali się, aby ci, którzy są zabezpieczeni materialnie, a osoby w wieku emerytalnym są zabezpieczone, jeśli mówimy o redukcjach, to dla nich to będzie znacznie mniej dotkliwe czy uciążliwie - stwierdziła.
Rada Ministrów jeszcze w sierpniu przyjęła uchwałę w sprawie wypracowania rozwiązań mających na celu przeciwdziałanie negatywnym skutkom gospodarczym wywołanym przez COVID-19, przedłożoną przez Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Zwolnienia miałyby objąć m.in. urzędy obsługujące organy administracji rządowej w województwie. Poza tym dotyczyłyby również jednostek podległych i nadzorowanych przez Prezesa Rady Ministrów, ministra kierującego działem administracji rządowej lub wojewodę, a także np. Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego czy Narodowego Funduszu Zdrowia.
Reforma miałaby też dotknąć samego rządu. Możliwe, że spośród ok. 20 resortów pozostałoby jedynie 12. Ostateczny kształt rządu wciąż nie jest jednak znany.