W ostatnich tygodniach głośno jest o redukcji etatów w sektorze budżetowym. Mówiło się nawet o zwolnieniu nawet 40 proc. urzędników, choć późniejsze doniesienia prognozowały tę liczbę tylko na 10 proc. Redukcja zatrudnienia miała być związana z rekonstrukcją rządu i zmniejszeniem liczby resortów. Koalicja rządowa Zjednoczonej Prawicy popadła jednak w wewnętrzny konflikt, który spowodował chaos i zmianę planów. Na dobrą sprawę nie wiadomo więc, jakie są plany obozu władzy dot. urzędów. Pogląd na sprawę dają wypowiedzi związkowców.
Gazetaprawna.pl rozmawiała z urzędniczymi związkami zawodowymi, które liczą na rozpad koalicji, a nawet na przyspieszone wybory. W ten sposób miałyby zostać zatrzymane plany restrukturyzacji. Związkowcy uważają też, że plan zmniejszenia zatrudnienia w budżetówce można osiągnąć nie zatrudniając nowych pracowników, gdyż w samym 2019 roku z urzędów centralnych odeszło 11,5 proc. zatrudnionych.
Nieoficjalnie w urzędach szefowie uspokajają pracowników i zapowiadają, że zwolnień nie będzie, bo cały czas brakuje rąk do pracy. Ponadto w zgodzie z wcześniejszym, w urzędach nie chcą przedłużać terminowych umów na czas nieokreślony.
Związkowcy obawiają się jednak, że zamiast zwolnień, w przyszłym roku pracownicy nie dostaną premii i bonusów. Stosowne przepisy już obowiązują, ale da się je obejść. Fundusz nagród jednak w założeniu ma zostać w przyszłym roku zamrożony, na czym budżet, wg szacunków rządu, miałby zyskać 694 mln złotych. Przyszły rok będzie więc dla urzędników trudny, bo oprócz premii, nie mogą oni liczyć na podwyżki, które także zamrożono na 2021 rok.