Joe Biden nigdy nie był rewolucjonistą - to centrowy polityk. Dość konsekwentny ponadto w swoich poglądach - co tak na marginesie wiele go kosztowało w trakcie kampanii wyborczej, kiedy powiedział, że chce „wygasić” przemysł naftowy. Joe Biden od dawna też mówił o swoich planach powyborczych dotyczących gospodarki i dlatego zaskoczeń tu większych nie będzie - świat z grubsza wie, jak może wyglądać polityka gospodarcza Białego Domu, kiedy zamieszka w nim demokrata.
Najważniejsza jest praca dla Amerykanów
Mówiąc Biden, wielu myśli przede wszystkim zielona gospodarka. To też. Ale Biden jest - po pierwsze - tradycyjnym centrowym demokratą, a to oznacza, że przede wszystkim chce się troszczyć o miliony Amerykanów z klasy średniej. Ich jest najwięcej, im ma się żyć jak najlepiej, oni nie mogą tracić pracy w firmach, które od wielu już lat chętnie przenoszą zakłady z USA do tańszej Azji lub Meksyku.
Biden zapowiada więc stworzenie milionów nowych miejsc pracy - do tego dobrze płatnych. Chce, by przemysł znowu zaczął napędzać Amerykę - choć inny od tego, który dawał pracę 20 czy 30 lat temu.
Biden zamierza mocno inwestować w zieloną energetykę i elektryczną motoryzację - powstaną firmy, które będą produkować wiatraki, panele słoneczne, elektryczne samochody i baterie do nich. Na wsparcie „zielonej gospodarki” chce wydać 2 bln dol.
Doskonale też wie o tym, że amerykańskie drogi, mosty i lotniska się sypią. Na modernizację infrastruktury chce wydać kolejne 400 mld dol. Na tym wszystkich zarobią firmy budowlane oraz produkujące stal, cement, beton i inne materiały oraz maszyny.
Biden nie chce - podobnie zresztą jak Trump, by amerykańskie korporacje przenosiły fabryki za granicę. Myśli więc tutaj o podatku, który będzie zniechęcał do takich działań.
A z kolei, by wesprzeć drobny rodzimy biznes, zapowiada dla niego specjalne ulgi podatkowe.
Bogaci zapłacą więcej
Prezent demokrata - nawet centrowy - nie może akceptować systemu podatkowego dającego największe korzyści ultrabogatym i potężnym korporacjom. Ci z pewnością zapłacą więc wkrótce wyższy podatek - Biden to wyraźnie cały czas mówił. Podatki wzrosną dla wielkich firm i dla Amerykanów zarabiających ponad 33 tys. dol. miesięcznie.
Nowy prezydent z Partii Demokratycznej chce też wprowadzić w Stanach płacę minimalną na poziomie 15 dol. za godzinę i chce rozszerzyć program ubezpieczeń zdrowotnych w ramach tzw. Obamacare. Zamierza również coś zrobić z ekstremalnie drogimi lekami w USA - kosztują tam więcej niż gdziekolwiek indziej.
Biden świadom jest również faktu, że przejście z gospodarki opartej na gazie, węglu i ropie w kierunku odnawialnych źródeł energii, oznacza znaczące redukcje etatów w przemyśle naftowym i wydobywczym. Dla górników i pracowników np. koncernów naftowych mają być stworzone specjalne programy wsparcia.
W sumie tych zmian zapowiada się wiele - wszystkich z pewnością nowa administracja nie przeprowadzi, zwłaszcza przy niechęci republikanów. Ale i tak otwiera się nowa era w amerykańskiej gospodarce.