Tylko w poniedziałek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad 21,7 tys. nowych przypadków koronawirusa w Polsce. Jednocześnie podano, że w ciągu ostatniej doby wykonano ponad 43,4 tys. testów na koronawirusa. Jeśli podzielić te dwie liczby przez siebie, widać, że oznacza to, iż co drugi test daje wynik pozytywny.
W praktyce lepiej takie wyliczenia przeprowadzać na danych z dłuższego okresu. Odsetek pozytywnych testów dla ostatnich siedmiu dni to ok. 37,8 proc. W ciągu ostatniego tygodnia Ministerstwo Zdrowia poinformowało bowiem o przeprowadzeniu niemal 456,3 tys. testów w kierunku koronawirusa oraz o ponad 172,6 tys. nowych zakażonych. Dla ostatnich czternastu dni odsetek pozytywnych testów to ok. 33,7 proc.
Cały czas jednak ten odsetek rośnie - dla siedmiu dni dziś wynosi niemal 38 proc., zaś tydzień temu było to 30 proc., a dwa tygodnie temu ok. 22 proc. Odsetek dla ostatnich czternastu dni to dziś prawie 34 proc., a jeszcze dwa tygodnie temu oscylował wokół 20 proc.
Jak wynika z danych portalu ourworldindata.org, podobny do polskiego odsetek pozytywnych rezultatów testów ma obecnie w Europie Macedonia Północna, tylko delikatnie niższy (około 30 proc. w ostatnich siedmiu dniach) mają m.in. Czechy, Rumunia, Bułgaria i Słowenia. Warto też zwrócić uwagę, że odsetek pozytywnych wyników testów rośnie w całej Europie. Jeszcze miesiąc temu na poniższym wykresie na czerwono zaznaczone były głównie kraje Europy Centralnej i Wschodniej (co oznaczało, że odsetek wynosi tam przynajmniej 10 proc.). Dziś w tym kolorze "świeci się" znaczna część mapy kontynentu, od Portugalii po Ukrainę albo Grecję.
Faktem jest, że stosunek pozytywnych wyników testów do łącznej liczby wykonanych testów jest w Polsce obecnie najwyższy spośród krajów Unii Europejskiej. Natomiast z interpretacją tego faktu należy być ostrożnym w tym sensie, że każdy kraj ma nieco inną taktykę testowania.
Jedne testują bardziej masowo, w tym częściej szybszymi testami antygenowymi, inne skupiają się na testowaniu osób najbardziej objawowych. W tej drugiej sytuacji jest Polska - u nas badania przesiewowe nie są popularne, a szybkie testy na większą skalę zaczynamy stosować dopiero teraz.
To siłą rzeczy przekłada się na wysoki odsetek pozytywnych testów w Polsce. Nasza strategia jest kiepska w tym sensie, że tylko szerokie testowanie pozwala na szybkie wyłapywanie dużej grupy osób zakażonych i dzięki temu zachowanie większej kontroli nad epidemią. Bez wątpienia testów robimy za mało. W tym momencie naukowcy z ICM UW szacują, że dzienna liczba zakażeń jest dziewięciokrotnie wyższa od tej potwierdzanej testami.
Z drugiej strony - ta strategia brała pod uwagę mocno ograniczone możliwości (głównie personalne) laboratoriów. A i tak prezeska Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych Alina Niewiadomska poinformowała w sobotę, że ze względu m.in. na ograniczenia kadrowe doszliśmy do granicy wydolności laboratoriów wykonujących testy genowe.
Niewiadomska dodała, że rozsądnym rozwiązaniem w tej sytuacji jest dopuszczenie od listopada potwierdzenia zakażenia COVID-19 również testem antygenowym. Ważne jednak, aby spełniały one określone parametry, które gwarantują wiarygodność.
Swoją drogą, dwa tygodnie temu w rozmowie z Gazeta.pl dr Franciszek Rakowski z Uniwersytetu Warszawskiego mówił, że gdy dojdziemy do sufitu możliwości badania próbek, mnożnik dla określenia prawdziwej dziennej liczby zakażeń może być wyższy niż wspomniane dziewięć.