Na południu największej wyspy świata inwestor czeka na ostateczną decyzję władz. W zboczu góry Kuannersuit chce zbudować kopalnię. Góra kryje wiele różnych złóż, w tym uranu i metali ziem rzadkich. Dla wielu w maleńkiej demokracji rozwój górnictwa to nadzieja na uniezależnienie się od finansowej kroplówki Danii, a być może i niepodległość.
Grenlandia i okolice to strategiczny region, o którym po latach wielka polityka sobie przypomniała, nie bez pomocy Donalda Trumpa, który parę lat temu zaproponował Kopenhadze, że odkupi od niej wyspę (nie była to zresztą pierwsza taka propozycja złożona Danii przez Stany Zjednoczone). Teraz na Grenlandię i jej decyzje w sprawie kopalni skierowane są oczy dużych światowych graczy. Po upadku rządu pojawił się ważny apel o zwrócenie baczniejszej uwagi przez pięć par tych oczu - skierowany do Sojuszu Pięciorga Oczu, czyli porozumienia organizacji wywiadowczych Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Nowej Zelandii i Kanady.
- Całość tej walki o wpływy na rynku metali ziem rzadkich sprowadza się do tego, że faktycznie te metale są wykorzystywane w bardzo przyszłościowych i też strategicznych branżach. To nie jest przypadek, że w ostatnim czasie ten biznes jest dofinansowywany na przykład przez Pentagon, który boi się utraty dostaw metali ziem rzadkich z innych krajów - mówi Dorota Sierakowska, analityczka zajmująca się rynkiem surowców i autorka książki "Świat surowców". Do tej grupy zaliczane bywają też inne pożądane surowce - lit, kobalt i nikiel - choć nimi nie są, to także wciąż są kluczowe w nowoczesnych technologiach i to w znacznie większych ilościach.
Według amerykańskiej agencji geologicznej, na Grenlandii znajdują się największe nieodkryte złoża metali ziem rzadkich. Znajdują się one też jednocześnie tuż obok obszaru z listy Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mieszkańcy wyspy - a także politycy - liczą na ożywienie gospodarcze w regionie, ale inni obawiają się zanieczyszczenia środowiska. Więcej na ten temat w programie "Oko na świat".