Adam Glapiński, szef Narodowego Banku Polskiego, po raz kolejny zapewnił, że inflacja nie jest groźna dla polskiej gospodarki. Na łamach "Financial Times", jednego z najważniejszych dzienników ekonomicznych, wyjaśniał, że jej wysoki odczyt jest przejściowy, spowodowany głównie przez czynniki takie, jak wysoki koszt paliw.
Inflacja w maju 2021 r. wyniosła w Polsce 4,8 procent rok do roku, co oznacza najsilniejszy wzrost cen od 2011 roku. Z kolei w czerwcu spadła do 4,4 proc. - poinformował Główny Urząd Statystyczny. Według ekspertów tempo wzrostu cen nie zahamuje jednak wyraźnie.
"Jeśli odjąć od inflacji wpływ czynników podażowych i regulacyjnych, to inflacja zbliży się do 2,5 proc., co jest bliskie naszego celu inflacyjnego" - stwierdził Glapiński. "Nie ma powodów do niepokoju" - dodał. Wyjaśnił też, że zdaniem NBP inflacja zasadnicza w najbliższym czasie spadnie.
Glapiński stwierdził jednocześnie, że oceniać to, czy ryzyko inflacji faktycznie jest wysokie, będzie można dopiero po tym, gdy nastąpi silne ożywienie gospodarcze.
Szef NBP odniósł się też do decyzji kilku krajów naszego bloku. Węgry i Czechy podniosły bowiem stopy procentowe. Czy podobny scenariusz może powtórzyć się w Polsce? "Jeśli zauważymy, że wzrost cen przez kilka kwartałów jest napędzany przez czynniki popytowe, zadziałamy. Kiedy? Trudno dokładnie określić, jednak zapewne nie wcześniej niż jesienią tego roku. A może dopiero w połowie przyszłego roku" - stwierdził Adam Glapiński.
Bank Centralny Czech z końcem czerwca zdecydował o podwyżce stóp procentowych w kraju. Referencyjna poszła w górę z 0,25 proc. do 0,50 proc., lombardowa z 1 do 1,25 proc. Na Węgrzech wzrost wyniósł 0,3 proc. (z 0,6 do 0,9). Głównymi czynnikami decyzji obu banków była inflacja - na Węgrzech wynosi 5,3 proc.
Glapiński odniósł się też do kwestii cen nieruchomości. Stwierdził, że nie ma oznak, które można by uznać za pojawienie się bańki. Wyjaśnił, że niskie stopy procentowe, które napędzają boom na rynku, obowiązują stosunkowo krótko. Szef NBP poruszył też zagadnienie bezrobocia. Zapewnił, że obecnie zjawisko "spirali płac" jest mocno ograniczone.