Posłowie z Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych wciąż nie dostali wglądu w akta śledztwa dotyczącego prezesa NIK Mariana Banasia, którego zażądali 10 sierpnia od Prokuratury Regionalnej w Białymstoku - informuje "Rzeczpospolita". Posłowie przekonują, że bez nich nie są w stanie podjąć decyzji.
Sprawa wymaga od nas rzetelności. Ważne jest, byśmy zapoznali się z materiałami prokuratury i dopiero wtedy zagłosowali, czy uchylić immunitet czy nie
- mówi "Rzeczpospolitej" Kazimierz Smoliński, poseł PiS. przewodniczący komisji.
Problem tkwi w tym, że akta postępowania dotyczą nie tylko Mariana Banasia, ale także jego żony i syna oraz byłego dyrektora Izby Skarbowej w Krakowie. Dlatego posłowie nie mogą zostać dopuszczeni do całości materiałów. Białostocka prokuratura wciąż nie zdecydowała, kiedy i w jakim zakresie pokaże akta posłom. Rozmówcy "'Rz" sugerują, że być może z częścią materiałów posłowie będą zapoznawali się w wydzielonym pokoju lub w tajnej kancelarii.
Jak pisze dziennik, niewykluczone, że termin głosowania nad wnioskiem prokuratury o uchylenie immunitetu Banasiowi przesunie się o "wiele miesięcy".
Akta śledztwa ws. Mariana Banasia mają 80 tomów. Prokuratura może postawić prezesowi NIK nawet kilkanaście zarzutów, w tym m.in. składania nieprawdziwych oświadczeń majątkowych. Banaś, według informacji medialnych, miał też przekazywać swojemu synowi duże kwoty gotówki - od 426 do 494 tys. zł - które "nie zostały zgłoszone organom podatkowym". I w tym wypadku na niekorzyść szefa NIK mają przemawiać wiadomości e-mail. W jednej z nich prosi o przekazanie 50 tys. zł gotówką, bo "któryś z rządów zabronił wpłat na cudze konto".
W innych wiadomości e-mail miał prosić osobę z USA o udokumentowanie pochodzenia 70 tys. dolarów, które Banaś miał zarobić podczas 1,5 rocznego pobytu w Stanach. "O czym wiesz doskonale, bo przecież te pieniądze trzymałem u ciebie w domu" - pisał do znajomego.