Białoruski koncern Transnieft w środę wstrzymał dostawy ropy naftowej do Polski - poinformowała agencja TASS. Oficjalnym powodem decyzji miała być konieczność przeprowadzenia prac remontowych.
Przedstawiciele spółki nie wyjaśnili, jakie konkretnie roboty będą wykonywane. Portal lenta.ru podkreśla, że decyzję o wstrzymaniu dostaw ropy podjęto w momencie trwającego konfliktu na granicy. Alaksandr Łukaszenka kilka dni temu mówił o sankcjach, jakie Białoruś może nałożyć na Unię Europejską. Mówił wówczas o gazie.
Więcej o sytuacji na granicy z Białorusią na stronie głównej Gazeta.pl
W jaki sposób brak surowca może przełożyć się na sytuację w Polsce? Redakcja next.gazeta.pl spytała o to przedstawicieli PKN Orlen. "Obecnie dostawy ropy naftowej rurociągiem "Przyjaźń" do PKN Orlen realizowane są zgodnie z planem" - wyjaśnia biuro prasowe spółki w nadesłanym komunikacie. "Dostawcami koncernu są wyłącznie kontrahenci rosyjscy. PKN Orlen nie posiada żadnych kontraktów na dostawy ropy naftowej od dostawców białoruskich" - wyjaśnili przedstawiciele biura prasowego. Podkreślili jednocześnie, że spółka monitoruje sytuację.
Komentarz opublikowała też państwowa spółka PERN, która zarządza rurociągami. Wynika z niego, że wstrzymanie dostaw ma charakter tymczasowy. "PERN został poinformowany przez Transnieft, że w związku z nieplanowanymi pracami remontowymi na odcinku Unecha-Mozyr po stronie białoruskiej, do jutra do godz. 10.00 tłoczenie ropy naftowej do Polski i Niemiec będzie odbywało się w nieznacznie zmniejszonym reżimie tłoczeń" - czytamy w krótkim komunikacie.
Spółka zapewnia jednocześnie, że "miesięczny wolumen surowca ma być zrealizowany zgodnie z założeniami" - wcześniej zaplanowane dostawy mają być więc zrealizowane.
Kwestia dostaw ropy i gazu może być kartą przetargową w stosunkach pomiędzy Białorusią, Polską i Unią Europejską. Władze UE zapowiedziały bowiem wprowadzenia nowego pakietu sankcji, które uderzyć mają w białoruską gospodarkę. Bruksela odpowiada w ten sposób na kryzys migracyjny, który jest inspirowany przez działania w Mińsku. Urzędnicy unijni otwarcie oskarżyli bowiem Alaksandra Łukaszenkę, że traktuje migrantów przedmiotowo i zachęca ich, by forsowali granicę z Polską.
Białoruski przywódca zareagował na doniesienia o możliwości wprowadzenia nowych restrykcji. "Coś za bardzo zaczynają nas straszyć piątym pakietem [sankcji - red.]" - stwierdził białoruski przywódca podczas zeszłotygodniowego spotkania z ministrami "Ogrzewamy Europę, a wciąż nam grożą, że zamkną granicę. A co, jeśli odetniemy im gaz? Zalecałbym kierownictwu Polski, Litwy i innych bezmyślnych narodów, by się zastanowili, zanim coś powiedzą" - mówił Łukaszenka.