"Ludzie reżimu nie boją się sankcji personalnych". Ekspert o restrykcjach, które UE może nałożyć na Białoruś

- Gdyby UE chciała skutecznie odstraszyć Łukaszenkę od kontynuowania prowokacyjnych działań na granicy, powinna dalej eskalować gospodarcze sankcje sektorowe. UE nie ma tak naprawdę chęci dociskać Łukaszenki za bardzo - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl Tomasz Włostowski, partner zarządzający brukselskiej kancelarii EU STRATEGIES, specjalista ds. sankcji.

Unia Europejska najprawdopodobniej już w przyszłym tygodniu nałoży kolejne sankcje gospodarcze na Białoruś. Najpierw ambasadorowie 27 członkowskich państw mają uznać działania Aleksandra Łukaszenki na granicy z Polską za akt wojny hybrydowej. Później okaże się, jakich sektorów, firm i osób dotkną restrykcje.

Co może wydarzyć się w relacjach z Białorusią? Jaki efekt mogą przynieść sankcje? W rozmowie z next.gazeta.pl wyjaśnił to Tomasz Włostowski, partner zarządzający brukselskiej kancelarii EU STRATEGIES.

Więcej o sytuacji na Białorusi na stronie głównej Gazeta.pl

Robert Kędzierski, Gazeta.pl. Czy sankcje nakładane na Białoruś są groźne dla zwykłych ludzi? 

Tomasz Włostowski. Sankcje, które Unia Europejska nakłada na Białoruś, są bardzo precyzyjnie skierowane w konkretne osoby, firmy i sektory. Dlatego twierdzenie, że dotykają zwykłego, przeciętnego Białorusina, są przesadą. Oczywiście jakiegoś pośredniego wpływu na pracowników firm objętych zakazami nie można wykluczyć. Ale to nie jest ta ranga sankcji, które Stany Zjednoczone nakładały na Irak czy Kubę, które stały się symbolem restrykcji handlowych szczególnie dotkliwych dla ludności cywilnej. W przeciwieństwie do tamtych sankcji nikt na Białorusi nie cierpi przez Unię na problem z dostępem do leków i żywności.

Za co do tej pory Mińsk spotkały sankcje? 

Na przykład, w lipcu, po porwaniu samolotu, na którego pokładzie znajdował się białoruski opozycjonista, sankcjami objęto między innymi służby, podmioty i urzędników zaangażowanych w tę operację, aby ich bezpośrednio ukarać, ale także - aby zwiększyć koszt gospodarczy takich zachowań i zniechęcić reżim białoruski do takich aktów na przyszłość - obłożono sankcjami takie sektory gospodarki państwowej, z których reżim Łukaszenki czerpał dewizy w postaci znacznych przychodów eksportowych (np. paliwa, sole potasowe i nawozy) lub maszyn czy surowce do krajowej produkcji (np. papierosy).

Można więc powiedzieć, że UE jest w swojej reakcji dość wstrzemięźliwa?

Warto podkreślić, że po sankcje sektorowe UE sięga w zasadzie w ostateczności, generalnie zadowalając się bezpośrednim karaniem sprawców konkretnych nagannych zachowań.  Wobec Białorusi, po sankcje sektorowe sięgnięto dopiero po porwaniu Protasiewicza.  Wcześniej, w przypadku Rosji, po zajęciu Krymu i zestrzeleniu samolotu MH17. 

A co z białoruskimi firmami? Jakie mogą być dotknięte sankcjami?

Jeśli chodzi o sankcje dotyczące osób i firm, to i one są bardzo precyzyjnie "celowane". Muszą być spełnione konkretne kryteria, wiążące się konkretnie z nagannym zachowaniem, które wywołało potrzebę sankcji. W przypadku Białorusi sankcje dotykają więc ludzi aparatu władzy, reżimu - sędziów, prokuratorów, oficerów służb, wszystkich tych, którzy składają się na aparat terroru, który najpierw najprawdopodobniej zamordował niewygodnych dziennikarzy, a potem fałszował i utrudniał odbycie wolnych i demokratycznych wyborów, aby ostatnio sfałszowane wybory prezydenckie zakończyć zmasowaną akcją terroru skierowaną przeciwko własnemu społeczeństwu. Sankcjami są też objęci ci, którzy czerpią bezpośrednie korzyści materialne, "kolesie" Łukaszenki i ich firmy, a także ci, którzy go konkretnie wspierają.

Czego możemy się spodziewać jeśli chodzi o sankcje w nadchodzącym tygodniu?

Idąc tą samą drogą, Unia Europejska w przyszłym tygodniu najpewniej uderzy w ludzi reżimu, którzy są związani z wywołaniem kryzysu migracyjnego. Tych, którzy uczestniczą w sprowadzaniu migrantów, oraz w firmy uczestniczące w tym procederze. Żeby więc znaleźć się na liście restrykcji, trzeba się bardzo postarać, nikt nie znajduje tam się przypadkowo. Proces umieszczania podmiotów na liście sankcji jest bardzo rygorystyczny. 27 unijnych państw musi zapoznać się z materiałem dowodowym zgromadzonym przeciwko danym osobom i firmom. I te materiały zaakceptować. Unia uderza więc tam, gdzie ma twarde dowody na winę.

Co jeszcze może zrobić Unia?

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie: jaki cel mają sankcje. Mają pokazać Łukaszence, że jego szantaż nie działa, że Zachód się go nie boi. Drugi cel, bardziej praktyczny, to utrudnienie mu operacji przy naszej wschodniej granicy, stąd sankcje wymierzone w linie lotnicze, by nie mógł przerzucać ludzi ze Wschodu. 

Jak powstrzymać Łukaszenkę? 

Doświadczenie jednak pokazuje, że ludzie reżimu nie boją się sankcji personalnych (lub nie są w stanie odmówić wykonywania rozkazów) i obejmowanie kolejnych urzędników rozmaitych służb sankcjami nie spełnia funkcji odstraszających reżim od dalszych represji. Gdyby UE chciała więc skutecznie odstraszyć Łukaszenkę od kontynuowania prowokacyjnych działań na granicy, powinna dalej eskalować gospodarcze sankcje sektorowe, obejmując kolejne sektory państwowe, m.in. przemysł chemiczny, metalurgiczny, drzewny, meblarski, przemysł ciężki. Niemniej należy pamiętać, że UE nie ma tak naprawdę chęci dociskać Łukaszenki za bardzo i obecne sankcje są poniekąd wymuszoną przez Łukaszenkę reakcją na jego prowokacyjne zachowania.  Do tego, eksport białoruski jest dla wielu sektorów w UE ważnym wkładem i państwa importujące surowce i półprodukty z Białorusi niechętnie z nich zrezygnują, co wymagałoby znalezienia nowych źródeł importu.  Ponadto, wiele państw posłuży się groźbą wpychania Białorusi w ręce Rosji, aby uniknąć konieczności podejmowania ciężkich decyzji

Tak więc nawet przy tak karygodnych posunięciach białoruskiego reżimu, nie należy spodziewać się zbyt radykalnych sankcji w najbliższej przyszłości.

Więcej o: