W poniedziałek agencja Associated Press podała, że Roman Giertych był śledzony przy pomocy szpiegowskiego oprogramowania Pegasus w ostatnich tygodniach przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku. Dwa lata później zhakowany miał zostać telefon prokurator Ewy Wrzosek, która sprzeciwiała się czystkom w wymiarze sprawiedliwości. To ustalenia ekspertów grupy Citizen Lab, która działa przy Uniwersytecie w Toronto.
Pegasus to wojskowe oprogramowanie szpiegowskie należące do firmy z Izraela, które (w największym skrócie) zamienia np. telefon komórkowy w urządzenie podsłuchowe. Niedawno Stany Zjednoczone umieściły Pegasusa na czarnej liście programów.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
John Scott-Railton, ekspert z Citizen Lab, w rozmowie z TVN24 podkreślił, że w przypadku Romana Giertycha zauważono "niesamowitą intensywność ataków" pod koniec roku 2019 (chodzi o 11 ataków z września, cztery z października, dwa z listopada i jeden z grudnia). - Zajmuję się takimi sprawami od lat i jeszcze nigdy nie widziałem telefonu, który jest aż tak intensywnie atakowany w tak krótkim okresie. Jako atak mam na myśli infekowanie i ponowne reinfekowanie urządzenia. Dla mnie, spekulując, to wygląda jak sytuacja, w której służba specjalna jest naprawdę zdesperowana, by wiedzieć wszystko o każdej minucie jakiegoś człowieka - stwierdził.
Zapytany, czy można to porównać do włamywacza, który włamuje się do czyjegoś domu i tam zostaje, zaznaczył, że to raczej "włamywacz, który włamuje w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek i piątek". - To sugeruje, że włamywacz był zainteresowany nie tylko kosztownościami, które mógł znaleźć w twoim domu, ale i tym, by może cię obserwować. Zobaczyć, co robisz, minuta po minucie - dodał.
John Scott-Railton podkreślił, że Pegasus jest przeważnie sprzedawany rządom z ograniczoną ilością licencji. - Bardzo często widzimy, że służby bezpieczeństwa kupują te technologie i przykładowo zarażają telefony dziesięciu osób rano, a później dziesięciu osób wieczorem. Jednego dnia to może być więc 20-30 osób, to zależy od licencji, która została zakupiona przez klienta. To nie jest narzędzie do masowego nadzoru - wyjaśnił.
- Wiemy z doświadczenia, z historii XX wieku, że jeżeli da się pozbawioną odpowiedzialności władzę w ręce rządów, to pokusa użycia i nadużycia tej władzy będzie straszna. Tutaj wygląda na to, że mamy przypadek w kraju unijnym, gdzie ta technologia jest używana prawdopodobnie w zakresie nadużyć - stwierdził, dodając, że dlatego właśnie ta sprawa tak bardzo wymaga dochodzenia.
Przypomnijmy, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn oświadczył, że "sugestie, że polskie służby wykorzystują metody pracy operacyjnej do walki politycznej, są nieuprawnione". "W Polsce kontrola operacyjna jest prowadzona w uzasadnionych i opisanych prawem przypadkach, po uzyskaniu zgody Prokuratora Generalnego [Zbigniew Ziobro, również obecny minister sprawiedliwości - red.] i wydaniu postanowienia przez sąd. Każde użycie metod kontroli operacyjnej uzyskuje wymagane prawem zgody - w tym zgodę sądu. Polskie służby działają zgodnie z polskim prawem" - napisał.