Giertych: "Jesteśmy przez PiS zadłużeni na 276 proc. PKB!". Nie, nie jesteśmy [MÓWIMY SPRAWDZAM]

"Mam wrażenie, że do ludzi w ogóle nie dociera, że jesteśmy przez PiS zadłużeni na 276 proc. PKB!" - napisał na Twitterze były wicepremier Roman Giertych. Przerażonych czytelników uspokajamy - PiS-owi można i trzeba zarzucać wiele rzeczy, ale jednak nie zadłużył nas na 276 proc. PKB. Ani nawet na kwoty zbliżone tej wartości.
Mam wrażenie, że do ludzi w ogóle nie dociera, że jesteśmy przez PiS zadłużeni na 276% PKB! (UE zmusiła rząd do przekazania danych). Cała ich działalność odbywała się na kredyt, a koszty obsługi długu przekraczają nawet kwotę dotacji z UE. Zmierzamy prostą drogą do bankructwa

- napisał na Twitterze mecenas Roman Giertych, były wicepremier. Do momentu publikacji niniejszego tekstu, tweet ten zebrał ok. 7,3 tys. polubień, a prawie 1,7 tys. osób podało go dalej (tylko niewielka część z wyjaśnieniami dementującymi doniesienia Giertycha). "Przerażające", "Wenezuela Plus", "Polska przez dekady nie wyjdzie z długu" - to przykładowe komentarze internautów.

Wszystkich struchlałych po tweecie Giertycha należy uspokoić. PiS nie zadłużył nas na 276 proc. PKB.

Dług publiczny to niespełna 54 proc. PKB

Tzw. państwowy dług publiczny wyniósł na koniec 2021 r. 1 bln 148,6 mld zł, co stanowiło 43,8 proc. PKB Polski.

embed

Do tego należy dodać długi samorządów oraz dług w instytucjach rządowych, gwarantowany przez Skarb Państwa (czyli m.in. fundusze w Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskim Funduszu Rozwoju, pompowane po wybuchu kryzysu covidowego). Cały dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (tzw. dług EDP) wyniósł na koniec 2021 r. dokładnie 1 bln 410,5 mld zł, tj. 53,8 proc. PKB.

embed

Poniżej wykres państwowego długu publicznego do PKB oraz długu EDP do PKB w ostatnich kilkunastu latach. Gwoli wyjaśnienia, wartości dla 2021 r. są na wykresie delikatnie wyższe niż te podane wyżej w tekście, gdyż pod koniec kwietnia GUS zaktualizował dane dotyczące PKB Polski w 2021 r.

embed

Żeby porównać kwotę długu publicznego na koniec 2021 r. ze stanem "sprzed PiS-u", najlepiej zapewne odnieść ją do długu sektora instytucji rządowych i samorządowych na koniec 2015 r. Ten wyniósł ok. 923,3 mld zł, co stanowiło 51,3 proc. PKB. Jak widać, pomiędzy końcówkami 2015 i 2021 r. dług publiczny wzrósł o blisko 500 mld zł (acz warto zauważyć, że w tym samym czasie nominalnie nasza gospodarka urosła o ponad 800 mld zł). 

Skąd Giertych wziął te 276 proc. PKB, na które zostaliśmy jako Polski zadłużeni przez PiS? Tego niestety były wicepremier, mimo próśb pod tweetem, nie wyjaśnił. Choć jest jeden trop, o którym za chwilę.

Warto zauważyć, że 276 proc. od kwoty ok. 2,6 bln zł - a tyle wyniósł nominalnie Produkt Krajowy Brutto Polski na koniec 2021 r. - to ponad 7,2 bln zł. Powiedzieć, że to kwota monstrualna, to nic nie powiedzieć. Jest o ponad 5,8 bln zł wyższa od rzeczywistego długu publicznego Polski i ok. 6,75 bln zł wyższa niż ta, o którą dług publiczny wzrósł nominalnie w latach 2016-2021. Rząd musiałby co roku gdzieś po kątach pożyczać wielokrotnie więcej, niż robi to oficjalnie.

Nie jest możliwe, żeby państwo zadłużyło się na kilka bilionów złotych i nikt o tym nie wiedział. Niewiara w to oznacza w zasadzie niewiarę w Unię Europejską, bo finanse publiczne podlegają kontroli Komisji Europejskiej. Zresztą w żadnych dokumentach unijnych po takim zadłużeniu Polski nie ma śladu, a wszak według słów Giertycha to właśnie UE miała zmusić rząd do ujawnienia szokujących liczb.

276 proc. to ukryty dług publiczny. Z 2015 r.

Jak już wspomniałem, jest jeden jedyny trop, który w jakikolwiek sposób wiąże się z 276 procentami, długiem publicznym i czymś, do czego miała zmusić nas Unia. Chodzi o publikację Głównego Urzędu Statystycznego z... 2018 r., która dotyczyła stanu... na koniec 2015 r. Wynikało z niej, że tzw. wartość nabytych uprawnień emerytalno-rentowych w Polsce według stanu na 31 grudnia 2015 roku wynosiła ok. 4,96 bln zł. To rzeczywiście stanowiło ok. 276 proc. ówczesnego PKB Polski.

Ta "wartość nabytych uprawnień emerytalno-rentowych w Polsce" bywa przez ekonomistów nazywana "ukrytym długiem publicznym". Jest to bowiem zobowiązanie państwa w postaci przyszłych emerytur i rent. Mamy w Polsce taki system emerytalny, że bieżące wypłaty emerytur czy rent są finansowane przez bieżące wpłaty składek osób pracujących (a to, czego brakuje, dokłada państwo w formie dotacji budżetowej).

Nasze składki nie trafiają do żadnego skarbca, ale są "wyłącznie" obietnicą państwa (choć obietnicą zapisaną w Konstytucji), że gdy osiągniemy wiek emerytalny, to będziemy otrzymywać świadczenie. Ta obietnica państwa to właśnie jego zobowiązanie wynikające z tego, co już osoby pracujące wpłaciły do systemu w postaci składek oraz to, co jeszcze trzeba wypłacić obecnym emerytom i rencistom.

GUS tłumaczy to dość obrazowo - ukryty dług publiczny to kwota, którą teoretycznie powinny zwrócić ZUS, KRUS, podmioty prowadzące OFE i Pracownicze Plany Emerytalne (a od niedawna także Pracownicze Plany Kapitałowe) i systemy emerytalne służb mundurowych, sędziów i prokuratorów, gdyby zdecydowano o całkowitej likwidacji systemu emerytalnego w Polsce. Z zadłużeniem przez PiS ma to jednak niewiele wspólnego.

Co ciekawe, Giertych mógł wykorzystać nawet bardziej przerażającą (i aktualniejszą) liczbę. W sierpniu 2021 r. GUS poinformował bowiem, że na koniec 2018 r. ten ukryty dług publiczny, czyli wartość nabytych uprawnień emerytalno-rentowych Polaków, wyniosła niemal 6,2 bln zł, co stanowiło 292 proc. ówczesnego PKB. Choć też ciężko powiedzieć, aby te dodatkowe 1,2 bln zł przez trzy lata (2016-2018) to była w pełni "wina PiS". Zapewne w jakiejś mierze rząd przyłożył do niego rękę m.in. obniżką wieku emerytalnego, ale rosnący ukryty dług to także m.in. efekt wzrostu wynagrodzeń (wyższe pensje to wyższe składki) czy waloryzacji świadczeń i składek z ZUS.

Warto i należy dokładnie patrzeć na ręce rządowi, bo jest na nich mnóstwo brudu. Ale jednak trudno zgodzić się z tym, że wielobilionowe zobowiązania wynikające z kształtu polskiego systemu emerytalnego - a szczególnie zobowiązania na koniec 2015 r. (czyli rzeczone 276 proc. PKB) - były obciążeniem dla PiS. 

Jest jeszcze wątek "zmuszenia przez UE rządu do przekazania danych", o którym pisze Giertych. Tu sprawa wygląda tak, że mocą rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE z 2013 r., na państwa unijne został nałożony obowiązek szacowania tego ukrytego długu publicznego. Szacunki mają odbywać się co trzy lata - dlatego na razie znamy dane na koniec 2015 i 2018 r. Następne będą dane według stanu na koniec 2021 r., ale poznamy je dopiero w 2024 r. Zgodnie z unijnym rozporządzeniem, szacunki trafiają do Komisji Europejskiej z dwuletnim opóźnieniem (a więc zostały tam wysłane pod koniec 2017 i 2020 r., kolejne trafią pod koniec 2023 r.). GUS publikuje je w Polsce jeszcze z kilkumiesięcznym opóźnieniem.

Nie, nie jesteśmy zadłużeni na 276 proc. PKB

Tak, rząd wypchnął mnóstwo długu poza budżet, m.in. do PFR i BGK. Według szacunków Fundacji FOR to już ponad 320 mld zł. To też dług poza kontrolą parlamentarną. Wciąż jest jednak widoczny w statystykach rządowych, w tym tych raportowanych do Brukseli.

Tak, oczywiście gdyby polityka fiskalna rządu nie była tak łagodna (obniżki podatków, kolejne świadczenia socjalne itd.), dług byłby niższy. 

Tak, rośnie rentowność obligacji, czyli rząd będzie musiał zadłużać się coraz drożej, i to akurat w momencie, gdy przed Polską stoją poważne i drogie wyzwania związane m.in. ze wzrostem wydatków na obronność czy przyjęciem Ukraińców w Polsce. Wzrost ceny długu to efekt inflacji i podwyżek stóp, choć po części też nie najlepszej wiarygodności rządu w związku m.in. z konfliktem z UE.

Tak, w spółkach Skarbu Państwa czy administracji publicznej dochodzi do marnotrawstwa pieniędzy, rozpasania i nepotyzmu. Należy to tępić.

Nie, nie jesteśmy przez PiS zadłużeni na 276 proc. Nasze zadłużenie do PKB jest nawet niższe niż średnia w Unii. W 2021 r. byliśmy na 17. miejscu na 27 krajów UE pod względem naszego długu do PKB.

Czy opłaca się zamieniać kredyt hipoteczny na taki ze stałą stopą oprocentowania? Czy w ogóle jest teraz sens zadłużać się na zakup mieszkania? Co z rządowymi propozycjami dla kredytobiorców? Zapraszamy do przysyłania pytań na adres news_gazetapl@agora.pl. W czwartek 12 maja godz. 12:00 odpowie na nie w programie na żywo Marcin Iwuć, ekspert ds. finansów osobistych.

Więcej o: