O szczegółach dotyczących listu rozsyłanego przez szefa resortu rolnictwa przeczytasz w tekście "Minister Kowalczyk rozpoczyna ofensywę na wsi. Pisze do sołtysów: Są pieniądze z KPO", który publikuje "Gazeta Wyborcza".
Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk przekonuje w liście rozesłanym do sołtysów i sołtysek, że środki z Krajowego Planu Odbudowy zostaną uruchomione. Przedstawiciel resortu sugeruje, że pieniądze pochodzą z Komisji Europejskiej. Dopytywany przez "Gazetę Wyborczą" przyznaje jednak, że nasz kraj nie otrzymał żadnego przelewu.
Co budzi wątpliwości? Jedno z ostatnich zdań w liście. "Doczekaliśmy się wreszcie decyzji o uruchomieniu środków w ramach KPO. Bardzo długo Komisja Europejska zwlekała z zaakceptowaniem naszego dokumentu" - pisze minister. Odbiorca pisma mogą zrozumieć to tak: Bruksela zwlekała, ale w końcu zaakceptowała Krajowy Plan Odbudowy i przelała nam pieniądze. To jednak pół prawdy. Polski KPO został przyjęty przez kraje UE, ale decyzja o wypłacie nie zapadła. Polska wciąż bowiem nie zrealizowała zobowiązań dotyczących tzw. kamieni milowych. Nie ma więc decyzji o "uruchomieniu środków".
Skoro Bruksela nie przelała nam pieniędzy, dlaczego minister rolnictwa przekonuje wieś, że dostaliśmy pieniądze? Henryk Kowalczyk dopytywany przez dziennikarzy wyjaśnia, że nie chodzi de facto o pieniądze z Brukseli.
Na rządzie zapadła decyzja, że teraz uruchomimy własne środki, potem je odbierzemy ze środków KPO
- mówi. Tego wyjaśnienia w liście jednak brakuje.
Treść listu poznaliśmy dzięki publikacji, którą zamieścił w mediach społecznościowych Krzysztof Brejza. "Kolejni sołtysi informują, że przesyłane są im kłamstwa o uruchomieniu środków z KPO. Wczoraj wystąpiłem z interw. do min. Kowalczyka - pytania o koszt tej kampanii propagandowej i o to, dlaczego okłamuje ludzi" - napisał senator.
Pismo Kowalczyka utrzymane jest w agitacyjnym tonie. "Doczekaliśmy się wreszcie decyzji o uruchomieniu środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Bardzo długo Komisja Europejska zwlekała z zaakceptowaniem naszego dokumentu, choć nie było do niego uwag merytorycznych. Tymczasem Polska, nie oglądając się na Unię Europejską, przyjęła ponad cztery miliony uchodźców z Ukrainy, z których znaczna część została w naszym kraju. Za wsparcie w tym zakresie również bardzo Wam dziękuję, bo wielu spośród Was przyjęło potrzebujących pod swój dach. Razem możemy zrobić jeszcze więcej. Dobre programy i śmiałe decyzje to nie wszystko. Wasze zaangażowanie i codzienna praca nadają znaczenie naszym projektom i wdrażanym rozwiązaniom" - pisze szef resortu rolnictwa.
Stanowisko przedstawione przez Kowalczyka w liście dziwi jeszcze bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że rząd nie złożył jeszcze w ogóle wniosku o wypłatę środków z Krajowego Planu Odbudowy. Zdradził to w połowie sierpnia wiceminister funduszy i polityki regionalnej Marcin Horała. Zadeklarował, że rząd wystąpi o wypłatę pierwszych pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy na przełomie tego i przyszłego roku.
Rząd nie ma zatem środków z Krajowego Planu Odbudowy, ale już chwali się ich wydawaniem. W jaki sposób? To również zdradził Marcin Horała.
Obecnie inwestycje z KPO są prefinansowane ze środków krajowych za pomocą jednego z instrumentów Polskiego Funduszu Rozwoju
- stwierdził.
Krajowy Plan odbudowy składa się z dwóch rodzajów środków. Część to bezzwrotne dotacje (ok. 105 mld zł), a część to nisko oprocentowane pożyczki (ok. 52 mld zł). Polski rząd rezygnuje jednak - jak na razie - z darmowych pieniędzy z Unii Europejskiej. I sam zadłuża się na znacznie gorszych warunkach. Za obligacje, które emituje Polski Fundusz Rozwoju, trzeba będzie przecież zapłacić.
Dlaczego zatem rząd woli się zadłużać? Odpowiedź: Bo nas stać. Tę narrację przedstawiciele obozu władzy rozpowszechniali już pod koniec ubiegłego roku. - Każdy miliard dla gospodarki jest ważny. Ale i tak sobie damy radę. Tak o ewentualnym braku środków z Krajowego Planu Odbudowy mówi Adam Glapiński, szef Narodowego Banku Polskiego.
W sprawie wypowiedział się też Marek Suski. - Na pewno bez takich środków jesteśmy w stanie sobie poradzić - stwierdził. - Jeśli weźmiemy pod uwagę wysokość składki, jaką wpłacamy i środki, jakie otrzymujemy z Unii, to ta różnica, to jest niewiele w naszym budżecie, to jest ze dwa proc. - dodał. W podobnym tonie wypowiedział się szef rządu. - Nasz wzrost jest coraz mocniej oparty o wewnętrzne czynniki i stabilny system finansów publicznych - stwierdził w październiku premier Mateusz Morawiecki.