"Gazeta Wyborcza" opisuje historię kobiety, która publikuje w internecie swoje zdęcia - nóg, stóp, rąk, butów itp.w aranżacjach BDSM [ang. bondage – skrępowanie, discipline – dyscyplina, sadism – sadyzm, masochism]. Ponadto pisze z mężczyznami i poniża ich słownie. Z kolei ci odwdzięczają się drobnymi napiwkami od 100 zł do nawet kilku tysięcy złotych.
- Osoby posiadające ten fetysz, same zgłaszają się do domin i proszą o przyjmowanie ich pieniędzy w postaci dobrowolnych darowizn. Odczuwają przyjemność i satysfakcję seksualną z oddawania pieniędzy - mówi kobieta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Więcej informacji z kraju przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Z tego powodu zwróciła się z pytaniem do Krajowej Informacji Skarbowej (KIS), czy powinna z w ten sposób otrzymanych pieniędzy rozliczyć się ze skarbówką. Okazuje się, że tak, ponieważ, jak tłumaczy KIS:
W zamian za wpłaty oraz prezenty spełnia specyficzne potrzeby i oczekiwania osób o określonych preferencjach seksualnych/fetyszach. Uzyskiwane przysporzenia są formą, co prawda dobrowolnej, ale jednak gratyfikacji za dokonywane świadczenia. Tym samym skutki podatkowe otrzymywanych świadczeń należy ocenić przez pryzmat przepisów o podatku dochodowym od osób fizycznych
- przekazano.
Doradca podatkowy rzeczonej kobiety chciał przekonać fiskus, że taka interpretacja jest błędna. Próbował wyjaśnić, że jest to praca seksualna, od której nie ma podatku. Skarbówka nie zgadza się jednak z tym twierdzeniem. "Nie oddaje klientowi do dyspozycji swojego ciała, a jedynie jego obraz zarejestrowany przez kamerę internetową. Trudno też mówić o pełnej dyspozycyjności wobec klienta, skoro jest on pozbawiony możliwości np. dotyku" - argumentuje fiskus.