800 plus? Nawet samemu rządowi już nie chce się udawać, że to coś więcej niż kiełbasa [OPINIA]

- Nawet jeśli uznamy, że 500/800 plus miało i ma swoje własne cele (np. prokreacyjne czy związane z poprawą jakości życia rodzin z dziećmi itd.), to PiS robi wiele, aby to zdeprecjonować i sprowadzić program do roli zwykłej kiełbasy wyborczej - pisze w opinii Mikołaj Fidziński z redakcji Gazeta.pl Next.

"Nie ma takich planów", "nic mi nie wiadomo", "nie trwają żadne prace", "tylko by od tego inflacja urosła" - tyle o waloryzacji 500 plus słyszeliśmy z rządu przez ostatnie lata. W tym czasie wartość realna świadczenia drastycznie spadała - tylko przez ostatnie dwa i pół roku o mniej więcej jedną trzecią. Innymi słowy: dziś 500 zł starcza na tyle, ile ledwie na początku 2021 r. ok. 374 zł.

I nagle na kilka miesięcy przed wyborami olśnienie! Plany się znalazły, prace się rozpoczęły, a inflacja już rosnąć nie będzie. Od 1 stycznia 2024 r. świadczenie 500 plus urośnie do 800 zł na każde dziecko.

To samo było w 2019 r., gdy 1 lipca zlikwidowano kryterium dochodowe dla świadczenia na pierwsze dziecko. Dwie kluczowe dla rodziców zmiany w 500 plus wprowadzono lub przeprowadzono przez parlament latem 2019 i 2023 r. Jesienią 2019 i 2023 r. były wybory parlamentarne. Takie przypadki się w życiu nie zdarzają.

Dlatego nawet jeśli uznamy, że 500 plus (od 2024 r. 800 plus) miało i ma swoje własne cele (np. prokreacyjne czy związane z poprawą jakości życia rodzin z dziećmi itd.) pięknie zapisane w uzasadnieniu ustawy z 2016 r., to uważam, że PiS robi wiele, aby to zdeprecjonować i sprowadzić świadczenie do roli zwykłej kiełbasy wyborczej. 

  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Czy waloryzacja 500 plus jest dobra?

Wśród ekspertów ścierają się dwie opinie na temat waloryzacji 500 plus. Z jednej strony, jeśli mamy w Polsce świadczenie, które ma społecznie czemuś służyć (choćby poprawie "jakości kapitału ludzkiego"), to wypadałoby, żeby nie traciło ono na wartości. Gdy traci, to słabo to wygląda - jakby państwu coraz mniej na realizacji tych celów zależało. Z tego punktu widzenia waloryzacja jest dobra i potrzebna. Ba, w ustawie powinny wręcz od początku być jasno zapisane zasady regularnego waloryzowania kwoty 500 plus. Podniesieniem jednorazowo wysokości świadczenia z 500 do 800 zł PiS znów tylko otwiera drogę sobie albo innemu rządowi, żeby za jakiś czas przedwyborczo sypnąć groszem. Wtedy będzie bardziej spektakularnie. 

Z drugiej strony można też usłyszeć, że ok. 24 mld zł rocznie - tyle ma kosztować podniesienie 500 plus do 800 plus (ok. 0,7 proc. PKB) - to niemałe pieniądze i znalazłoby się wiele innych miejsc, gdzie te środki (albo choćby ich część) mogłyby przydać się bardziej. W tym kontekście mówi się choćby o erozji usług publicznych. Spadają (w relacji do PKB) nakłady na edukację i na usługi publiczne (np. pomoc społeczną, inspekcję pracy itd.). Rośnie liczba osób korzystających z prywatnej edukacji i ochrony zdrowia, bo ta publiczna niedomaga. A niedomaga, bo trudniej jest ją naprawić niż dać obywatelom pieniądze do kieszeni, żeby sami sobie prywatnie "ogarnęli" swoje potrzeby. I koło się zamyka. Już lata temu ukuto na to termin "druga fala prywatyzacji". 

Widziałam nawet niedawno spot, w którym dziewczynka mówiła, że dzięki 500 plus ona i jej brat poszli na dodatkowe lekcje z angielskiego. Tylko musimy się zapytać, dlaczego dzieci muszą chodzić na dodatkowe lekcje z angielskiego, a nie jest on w szkole na przyzwoitym poziomie

- podawała przykład niedawno w rozmowie z Gazeta.pl Hanna Cichy, starsza analityczka ds. gospodarczych w Polityce Insight.

Po co jest 500/800 plus?

Dziś podniesienie ręki na 500 plus wydaje się misją samobójczą, ale mimo wszystko warto zadać sobie pytanie, po co w ogóle jest to świadczenie, jakie oficjalnie ma cele? Odpowiedź jest ciekawa.

Gdy w 2016 r. uruchamiano 500 plus na pierwotnych zasadach (z progiem dochodowym na pierwsze dziecko), program miał cele prodemograficzne. "Przeciwdziałanie spadkowi demograficznemu w Polsce", "zmiana trendu demograficznego w Polsce", "podniesienie wskaźnika dzietności w Polsce" - to przykładowe frazy z programu wyborczego PiS z 2014 r. oraz z Oceny Skutków Regulacji dla ustawy wprowadzającej świadczenie. Do tego można dorzucić garść cytatów, choćby z ówczesnej premierki Beaty Szydło: "500 plus to jest program (...), żeby się w Polsce więcej dzieci rodziło" (marzec 2017 r., wypowiedź w Polskim Radiu). "To jest program prodemograficzny" (październik 2017, wypowiedź w programie "Jeden na jeden" w TVN24). A to tylko nieliczne przykłady. 

Dane są jednak dla Polski przygnębiające. Od 2017 r. - gdy urodziło się w Polsce ponad 400 tys. dzieci - liczby spadają na łeb na szyję. W 2022 r. na świat przyszło w Polsce tylko ok. 305 tys. dzieci, w pierwszej połowie 2023 r. niespełna 140 tys. (a więc jeśli druga połowa roku będzie taka sama, cały rok zamkniemy poniżej 280 tys.). To, że spada liczba dzieci, nie jest zaskoczeniem, bo coraz mniej mamy też kobiet, które mogłyby dzieci rodzić. Ale mocno spada też wskaźnik dzietności, czyli - w największym skrócie - przeciętna liczba dzieci rodzonych przez kobietę w trakcie życia. W 2017 r. wynosił on 1,45 (i już wówczas był uznawany za słaby), w 2022 r. było to już 1,26, a prognozy na 2023 r. są jeszcze gorsze. Oczywiście można gdybać, czy bez 500 plus liczby nie byłyby jeszcze słabsze (a przyczyny słabej dzietności są w Polsce dużo bardziej skomplikowane), ale generalnie buńczuczne wypowiedzi z 2014-2017 r. źle się zestarzały.

Zobacz wideo Liczba urodzonych dzieci w Polsce spada na łeb na szyję

Zresztą znamienne jest to, co można przeczytać (a w zasadzie właśnie czego nie można przeczytać) w uzasadnieniach i Ocenach Skutków Regulacji dla rozszerzenia 500 plus z 2019 r. i waloryzacji z 2023 r. A chodzi o stopniowe wygumkowywanie z przekazu oczekiwań na prodemograficzne działanie 500 plus. A w zasadzie wymazywanie jakichkolwiek konkretnych celów. 

W 2019 r. rząd koncentrował się na celu "poprawy jakości życia wszystkich polskich rodzin mających dzieci na utrzymaniu". W 2023 r. już w ogóle słowa "demografia", "urodzenia" itd. nie występują w dokumentach do ustawy o podniesieniu świadczenia do 800 zł. Nie ma tam też żadnej analizy sytuacji demograficznej czy finansowej rodzin z dziećmi w Polsce. W zasadzie jest tylko kilka okrągłych zdań o "niezbędnej pomocy finansowej w wychowywaniu dzieci" czy "zabezpieczeniu lepszych warunków rozwoju dla polskich rodzin". Trochę nie dziwi, że tak długo przedstawiciele rządu mówili, że prace nad waloryzacją 500 plus nie trwają - dokumenty do ustawy wyglądają, jakby zostały napisane między poranną kawą a przerwą na lunch.

Podniesienie wysokości świadczenia wychowawczego pozwoli na dalsze zwiększenie skuteczności programu "Rodzina 500+"

- czytamy w uzasadnieniu ustawy podpisanej w poniedziałek przez prezydenta Dudę. Nie pokuszono się jednak nawet o wymienienie przykładowych wskaźników, które tę skuteczność miałyby mierzyć. Uzasadnienie ustawy z 2016 r. miało 20 stron. Tej z 2023 r. - trzy. I tylko "pikników 800 plus" ("absolutnie nie kampanijnych, to tylko kampania informacyjna!" - słyszymy z PiS) coraz więcej.

Więcej o: