- Zauważyłem, że znowu zostało mi więcej. Ceny już nie rosną, a niektóre produkty są nawet tańsze niż kilka miesięcy temu - mówi bohater nagrania NBP po tym, gdy kupił w sklepie masło, mąkę i cukier. Nie wiemy, ile dokładnie kosztowały te produkty, ale po zapłaceniu 20-złotowym banknotem klient otrzymał jeszcze resztę. Spostrzeżenie starszego pana z filmu podłapuje lektor, który przyznaje mu rację i mówi: "ceny wybranych produktów spożywczych już spadają. Ceny nie rosną od pięciu miesięcy, mimo trwającej wojny i wpływów z zagranicy".
Po tych słowach na ekranie pojawia się plansza przedstawiająca wskaźnik inflacji miesiąc do miesiąca od kwietnia do sierpnia. Widać na niej, że w kwietniu wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wyniósł 0,7 proc. w porównaniu do poprzedniego miesiąca, w maju i czerwcu nie zmienił się, w lipcu spadł o 0,2 proc., a w sierpniu ponownie utrzymał się na tym samym poziomie. Na koniec nagrania pojawia się prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński, który mówi, że: "mamy ogromny sukces, ogromną radość. Skończyliśmy z grozą inflacji".
Warto jednak przypomnieć, że żywność i napoje bezalkoholowe podrożały w sierpniu o 12,7 proc. rok do roku, według danych GUS.
"Widzę, że aktor reprezentuje docelową grupę, do której ma trafić ten spot. Marketing w NBP na wysokim poziomie" - napisał jeden z internautów. "Gdyby jeszcze kupował jajka, to powiedziałaby, że będzie kruche ciasto. Niemniej prawie-spot wyborczy NBP to z założenia dosyć cringe" - odpowiedziała mu Hanna Cichy z Polityki Insight.
"To jest jakaś schizofrenia. Wcześniej ceny rosły z powodów zewnętrznych, bez związku z polityką pieniężną, teraz zaś nie rosną dzięki NBP. Najwyraźniej polityka pieniężna w Polsce działa tylko w jedną stronę" - komentuje dziennikarz ekonomiczny "Parkietu" i "Rzeczpospolitej" Grzegorz Siemionczyk.