Dziś w "Gazecie" ostatni z czterech odcinków "Edukacji w finansach" poświęcony funduszom inwestycyjnym - najbardziej popularnej formie inwestowania, która nie wiąże się z trzymaniem pieniędzy w banku lub obligacjach. Przed trzema tygodniami wspólnie ustalaliśmy, kto z was powinien przynajmniej część pieniędzy zabrać z lokat i powierzyć funduszom, a komu jest to do szczęścia niepotrzebne.
Dwa tygodnie temu omówiliśmy polisy unit-link, czyli programy inwestycyjne takich firm jak Skandia, Axa czy Aegon, które grupują pod jednym "parasolem" duże grupy funduszy, wymagają systematycznego odkładania pieniędzy i przy okazji... słono kosztują. Przed tygodniem zachęcałem was do porzucenia ubezpieczeniowych "parasoli" i samodzielnego inwestowania w fundusze. Prowizje będą mniejsze, a inwestowanie w fundusze wcale nie jest takie trudne.
Czas na ostatni, być może najbardziej istotny akord tej części naszego cyklu, który poświęcamy inwestowaniu w fundusze. Przyjrzymy się planom systematycznego oszczędzania w funduszach inwestycyjnych, pieszczotliwie zwanym PSO. Taki program to nic innego jak zobowiązanie do wkładania do jednego funduszu lub kilku określonych kwot co miesiąc lub kwartał.
Czytaj też: Między miłością a nienawiścią. Kto poczuje miętę do funduszy?
Czytaj też: Dobrze wybierz! Tylko co trzeci fundusz jest lepszy od indeksu giełdowego!
Specjalne plany systematycznego oszczędzania przygotowały dla swoich klientów prawie wszystkie towarzystwa. Uczestnictwo w planie oznacza konieczność podpisania dodatkowej umowy z wybranym TFI zobowiązującej do systematycznego wpłacania ustalonych kwot. Pieniądze można wpłacać co miesiąc, co kwartał, a czasami wystarczy zasilić konto raz w roku, za to większą sumą. W zamian za systematyczne wpłaty towarzystwo obniża - lub nawet umarza - opłatę manipulacyjną pobieraną od zwykłych klientów (od 2 do 5 proc. wartości każdej wpłaty). Każdy plan jest inny. Jeden ma duże zniżki na początku, inny premiuje klientów dopiero po kilku latach systematycznego oszczędzania.
Oszczędzanie z planem ma sens nie tylko ze względu na zniżki w opłatach. Jest też bardziej bezpieczne niż okazjonalne wkładanie większych kwot do funduszu. Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku najbardziej podatnych na krótkoterminowe wahania funduszy zrównoważonych i akcyjnych. Wpłacając systematycznie stałe kwoty, ponosi się mniejsze ryzyko, niż stawiając wszystko na jedną kartę. Jeśli na przykład ceny akcji i notowania funduszu spadają, to wpłacana kwota pozwala na kupienie większej liczby jednostek uczestnictwa.
Jest też inna zaleta - plan nie jest tak kłopotliwy jak np. polisy unit-link, o których pisałem dwa tygodnie temu. Konsekwencje wynikające z zerwania umowy o systematycznym oszczędzaniu nie są bowiem dotkliwe. Jeśli przed upływem zadeklarowanego okresu klient funduszu inwestycyjnego zrezygnuje z uczestnictwa w planie, fundusz zazwyczaj pobierze co najwyżej opłatę wyrównawczą, traktując go jak normalnego klienta. Nie ma mowy o karach finansowych lub utracie części składek, jak to bywa w przypadku rezygnacji z długoterminowych polis w firmach ubezpieczeniowych.
Czytaj też: Ostatnie 20 lat na rynku akcji. Średni zysk - 8,4 proc. rocznie
Czytaj też: Zanim umrzesz, sprzedaj akcje i fundusze. Inaczej fiskus cię podliczy
Czytaj też: Sprzedawcy polis inwestycyjnych nie mówią nam wszystkiego. Kto ukrywa najwięcej?
Klienci "z planem" są bardzo poszukiwani przez powierników. Ich wpłaty są co prawda niewielkie i często giną w masie pieniędzy przynoszonych jednorazowo przez zamożnych inwestorów, ale za to są powtarzalne. Fundusz, wiedząc, ile pieniędzy będzie co miesiąc wpływało na jego konto, może łatwiej planować swoje inwestycje. Z kolei dla klienta uczestnictwo w planie to najprostszy sposób na zmobilizowanie się do oszczędzania.
Większość TFI oferuje plany oszczędnościowe oparte na kilku swoich funduszach. Można więc systematycznie oszczędzać w superbezpiecznym funduszu rynku pieniężnego (oczekiwane zyski są minimalnie wyższe od lokaty bankowej), funduszu obligacji (powinien dać zarobić o kilka procent więcej niż lokata, ale dopiero w kilkuletniej perspektywie), a także funduszach stabilnego wzrostu, zrównoważonych lub akcyjnych. Niektóre towarzystwa pozwalają łączyć ze sobą fundusze, tzn. wpłacone kwoty dzielić między kilka funduszy.
Wprawdzie z planu można wycofać się w każdej chwili, ale tylko klienci, którzy dotrwają do końca, utrzymają zniżki w prowizjach i opłatach manipulacyjnych. Dlatego jeśli zamierzamy oszczędzać z funduszem na zakup samochodu czy nowego mieszkania, warto wybrać plan trwający nie dłużej niż pięć lat. Jeśli zaś myślimy raczej o dostatniej emeryturze, czas trwania umowy nie ma większego znaczenia. Zwykle minimalny okres, na który można podpisać umowę, to trzy lata. Większość powierników po wygaśnięciu umowy automatycznie przedłuża udział w planie na kolejny okres.
Niektóre towarzystwa przewidują możliwość czasowego zawieszenia wpłat bez utraty korzyści związanych z systematycznym oszczędzaniem. W większości planów można przez kilka miesięcy nie płacić ani grosza, o ile później (najczęściej w ciągu roku) wyrówna się zaległości. Nieliczne fundusze pozwalają zaniechać wpłat na dowolny okres, o ile tylko klient ma już na rachunku minimalną kwotę i powstrzyma się od uszczuplających ten stan wypłat.
Kryterium ważniejszym od systemu zniżek oferowanego przez towarzystwa funduszy powinny być jednak wyniki osiągane przez poszczególne fundusze. Na opłatach dystrybucyjnych można zaoszczędzić rocznie co najwyżej kilkadziesiąt (przy niższych wpłatach - do 300 zł miesięcznie) lub kilkaset złotych. Tak naprawdę zyski, jakie przyniesie systematyczne oszczędzanie, zależą głównie od sprawności zarządzającego danym funduszem. Dlatego warto zdecydować się na towarzystwo, które daje do wyboru możliwie największą liczbę funduszy, i to takich, które w przeszłości legitymowały się dobrymi wynikami. O tym, gdzie i jak takie znaleźć, pisałem przed tygodniem.
Uwaga, czytelnicy! Za tydzień zaczynamy kolejną odsłonę naszego cyklu. Przyjrzymy się pod lupą rynkowi walutowemu. Zastanowimy się, dla kogo z nas lepszy jest silny złoty, a dla kogo słaby, i od czego to zależy. Później opowiem wam, jak rozsądnie inwestować w waluty. Przyjrzymy się też walutowym kredytom hipotecznym i ustalimy, co przemawia za tym, żeby wziąć kredyt walutowy, a jakie argumenty powinny was skłonić do kredytu w złotych. A na koniec coś dla tych, którzy już mają kredyt walutowy i chcieliby się zabezpieczyć przed wahaniami kursów euro lub franka, by nie płacić zbyt wysokich rat.
Nie zapomnijcie kupić "Gazety" w kolejne cztery poniedziałki. "Edukacja w finansach" niezmiennie będzie na was czekała na jednej z ostatnich stron magazynu gospodarczego "Biznes, Ludzie, Pieniądze".