"Musimy stworzyć legendy, a tworzą je właśnie jednorożce". Wywiad z szefem Campus Warsaw Rafałem Pluteckim

Chciałby, żeby Europa Środkowa miała metkę "region startupowy", by przyciągała duże pieniądze i wielu inwestorów. I może naszemu regionowi taką metkę przypiąć. Rafał Plutecki opowiada nam, jakie są cele Campus Warsaw.

Joanna Sosnowska: Dlaczego Wasz wybór padł akurat na warszawską Pragę?

Rafał Plutecki : Zależało nam, żeby dzielnica, mieszkania i biura były w przystępnych cenach, żeby to było miejsce dostępne dla wszystkich. W Londynie, w momencie w którym pojawił się Campus, w nie najlepszej wówczas dzielnicy Shoreditch, nagle okazało się, że cale środowisko zaczęło się wkoło niego skupiać. Teraz nawet burmistrz Londynu nazywa tę część miasta "Tech City". Jeśli chodzi o społeczności startupowe, w Londynie sytuacja przed powstaniem Campusu była podobna do naszej, czyli też wiele różnych społeczności i inicjatyw porozrzucanych po całym mieście.

Zwróciłam uwagę, że bardzo staracie się nie łączyć nazwy "Campus" z "Google", choć wiadomo, że to Google stoi za całą inicjatywą.

- To była świadoma decyzja - wspieramy przedsiębiorców, wspieramy społeczność, a nie promujemy usługi Google. Eksperci Google oczywiście będą tam aktywni, będą m.in. doradzać startupom. Ale jeśli okaże się, że naszym przedsiębiorcom potrzebne są kompetencje np. Facebooka, Microsoftu czy dużej polskiej firmy technologicznej to będziemy zapraszali te firmy. Nawet jak się wchodzi do Campusu, to nigdzie nie ma napisu "Google". Jesteśmy dumni, że Google nas wspiera, ale to misja społeczna, a nie biznes.

To co da nam Campus Warsaw?

- Inspirację, wiedzę i kontakty. Po pierwsze - Campus służy głównie nauce. Moim zdaniem transfer wiedzy jest jednym z głównych elementów brakujących w naszym ekosystemie. Przedsiębiorcy są często zdani na siebie, a nauka na własnych błędach jest zbyt kosztowna. Po drugie naszą misją jest Europa Centralna - Warszawa jest tu największa, więc może stać się regionalnym hubem łączącym środkowoeuropejskie środowiska startupowe. Tam, gdzie tworzymy Campusy, budujemy lokalną strategię, dostosowując się każdego kraju.

To znaczy?

- Np. Campus Seul zdecydował, że mają świetne startupy, ekosystem jest bardzo rozwinięty, ustawodawstwo, akceleratory i przestrzeń do pracy też, ale młode firmy technologiczne nie potrafią sprzedawać się za granicą. Więc skupiają się na produktach globalizacyjnych.

A na co stawia Campus Warsaw?

- W całym naszym regionie brakuje wiedzy związanej z globalnymi produktami, globalnym marketingiem i globalną sprzedażą oraz tym jak buduje się wartość spółki. Zdecydowaliśmy się więc na trzy aspekty:

1. Edukacja, która pomoże startupom w pierwszej fazie rozwoju. Uważamy, że duży nacisk trzeba położyć na szkolenia i mentorów, bo ich brak widać po wynikach firm, w które zainwestowano fundusze bez wsparcia edukacyjnego. Chcemy tworzyć kulturę doradzania młodym firmom. One mają energię, tworzą zaawansowane produkty, ale o wielu rzeczach związanych np. z budową kanałów sprzedaży - nie miały czasu pomyśleć. Gdy pieniądze się kończą i nie ma szybko kolejnej rundy finansowania, taki startup często traci swoje szanse.

2. Łączenie startupów z globalnymi rynkami. Cały region ma z tym problem, a klienci i inwestorzy zagranicą często doceniają nasze produkty, ale trzeba do nich umieć dotrzeć.

3. Wspieranie całego ekosystemu. Praga z Warszawą czy Ryga z Budapesztem powinny wzajemnie się inspirować i uczyć. Jeśli raz do roku zorganizujemy konferencję, na której startupy będą opowiadać jak wygląda rynek każdego z państw i miast, prezentować inwestorom swoje spółki, to taka wymiana myśli dużo pomoże w stworzeniu marki dla całego regionu, potwierdzającej jego innowacyjność

To czego możemy nauczyć się od naszych sąsiadów?

- Wilno - miasto przekazało były szpital o powierzchni 10 tysięcy metrów kwadratowych na stworzenie wielkiego ekosystemu. Jest tam miejsce na 6 akceleratorów, 700 biurek, kilka sal w których odbywają się wydarzenia, hotel dla przyjezdnych. To wielka inicjatywa. Estonia - silnie scyfryzowany kraj, który paradoksalnie, może rozwinąć się szybciej od nas. Przedsiębiorcy estońscy czy łotewscy od razu myślą globalnie, bo po prostu nie mają innego wyjścia z uwagi na mały rynek lokalny.

A nasi nie?

- Warszawski przedsiębiorca po uruchomieniu swojej usługi skupia się na zdobyciu klientów najpierw w Warszawie, potem w Krakowie, potem być może w Poznaniu, a wyjście na świat jest odkładane. Estońscy przedsiębiorcy założyli np. firmę zajmującą się transferem pieniędzy TransferWise - od razu zarejestrowali też oddział w Anglii, zbudowali międzynarodowy zespół i rozkręcili wielką firmę. Polacy mają na tyle duży - pozornie duży - rynek wewnętrzny, że tak bardzo się na tym nie skupiają. Po 5 latach estońska spółka z siedzibą i inwestorami w Londynie będzie już prawdopodobnie obecna na wszystkich najważniejszych rynkach świata. Gdy w tym samym czasie nasza spółka, która już podbiła polski rynek, wyjdzie na świat, to okaże się, że jest już dla niej za późno. Będzie przejmowaną, a nie przejmującą swoich konkurentów.

OK, dlatego Campus będzie prowadzić edukację młodych firm. Ale poza edukacją w każdym Campusie ważne są jeszcze różne programy.

- Będziemy oferować całą gamę programów edukacyjnych w różnych formatach skierowaną do różnych grup docelowych. Np. do seniorów: w Londynie była taka sytuacja - przyszła pani, 72 lata, powiedziała, że nie ma kosmetyków dla jej grupy wiekowej. Okazało się, że na tym spotkaniu inna osoba zajmowała się e-commerce, kolejna miała siostrę, która znała się na produkcji kosmetyków - po 6 miesiącach powstała firma, która sprzedaje kosmetyki dla grupy 70+. Będą więc programy dla osób starszych, ale też dla inwalidów, osób głuchoniemych, niesłyszących. Będziemy też zapraszali osoby, które nie cierpią na nadmiar czasu, czyli mamy i ojców z małymi dziećmi. A także przemysł.

Przemysł?

- Tak, będziemy zapraszać branże, które są lub wkrótce będą podlegać wielkim zmianom wynikającym z innowacji lub potrzeb młodszych klientów. W Polsce jest np. duży przemysł meblarski, produkują głównie na rynek niemiecki. Ale większość firm w tej branży nie stara się być innowacyjna, nie szuka nowych sposobów dotarcia do klienta. A lada chwila klienci będą zamawiali przez komórkę model mebla, wybierali odpowiedni kolor, wymiary i po 3 dniach kurier dostarczy gotowy produkt. Dobrze, żeby taka silna w Polsce branża wiedziała, że warto wyprzedzać zmiany rynkowe. Będą również programy takie jak np. Campus Exchange - polega on na tym, że wysyłamy na intensywne 5-dniowe programy akceleracyjne startupy z regionu w różne miejsca świata.

Ale Campus to także przestrzeń co-workingowa.

- Za wynajem biurek odpowiadać będzie u nas międzynarodowa organizacja TechHub. Oni także organizują spotkania z inwestorami, doradzają firmom. W każdy wtorek miesiąca łączą się wideokonferencją z innymi TechHubami, w ten sposób firmy poznają całą światową społeczność TechHub. Mają też spotkania, które nazywają "pogrzebami startupów". W Gdańsku to też działa, ale jako "fuck-up nights". Przedsiębiorca który poniósł porażkę opowiada o tym, a całość kończy się przeważnie szampanem, oklaskami. To bardzo ważny element kultury przedsiębiorczości - wskazywanie, że nie ma porażek, są tylko lekcje. Jeśli nie jesteś gotowy na lekcje, to nie bądź przedsiębiorcą. W Polsce, ogólnie w naszym regionie, musi dokonać się zmiana kulturowa.

Tak? Jeszcze nie dojrzeliśmy do tego, że porażka jest wpisana w przedsiębiorczość?

- Na pewno nie ma świętowania i pokazywania, że porażka jako taka jest wartością dla wszystkich i należy o niej otwarcie mówić. Wiem, że to trudne, ale często porażki są dużo bardziej wartościową lekcją, niż sukcesy. Sukces to często cała seria szczęśliwych przypadków, na które nie mamy wpływu. A po porażce można stwierdzić, jaki był łańcuch przyczynowo-skutkowy, który do niej doprowadził. Są pewne firmy, których pomysł od razu się przyjął. Ich założyciele urastają niemal do rangi geniuszy, ale to są przypadki, nad którymi nie mamy kontroli.

Byłam niedawno w Izraelu, gdzie cały czas podkreślano wsparcie państwa dla startupów . Od inwestycji przez zniżki podatkowe po oddawanie przestrzeni publicznej przedsiębiorcom. Jak pod tym względem ocenia pan Polskę?

- Biorąc pod uwagę fakt, że nasz kraj jest na dorobku, to dzieje się bardzo dobrze. Niedawno wróciłem z Trójmiasta i jestem pod wielkim wrażeniem tego, że Gdańsk i Gdynia oddały dość duże budynki startupom, animują edukację dla przedsiębiorców, dają im biurka i szybki internet za niewielką miesięczną opłatą. Świadomość władz miasta jest bardzo wysoka. Wysokiej rangi urzędnik miasta zajmuje się innowacjami, jest aktywny i obecny na większości wydarzeń i naprawdę ich wspiera - zarówno radą jak i inwestycjami. W Warszawie także mamy znakomitego reprezentanta w urzędzie, który jest bardzo aktywny i wspiera startupowy ekosystem.

A w innych miastach?

- W Poznaniu jest podobnie, w Krakowie społeczność mówi, że miasto za mało ich wspiera. Ale z drugiej strony krakowskie startupy połączyły się w taką silną tkankę, która świetnie ze sobą współpracuje. Trudności jak widać mobilizują. Myślę że to w połączeniu z dużą dostępnością funduszy unijnych i z wielkimi pieniędzmi pokazuje, że wsparcie jest. Nie jest może ono optymalne, bo żeby wydawać unijne pieniądze trzeba spełnić kilka wymogów, jednak gotowość miast najczęściej jest.

To poziom miast - a kwestie ustawodawcze?

- To wymaga jeszcze pracy. Każdy startup to zwykły podmiot gospodarczy, nie ma dla nich żadnych zachęt, nie ma specjalnych zwolnień podatkowych ani dla startupów ani dla inwestorów. Np. w Korei tzw. aniołowie biznesu rejestrują się w tamtejszym odpowiedniku Komisji Nadzoru Finansowego i automatycznie kwotę swojej inwestycji mogą odliczyć od podatku, więc taka działalność jest tam po prostu atrakcyjna. Jeśli chodzi o ustawodawstwo, to można by sporo rzeczy poprawić. Według mnie gotowość jest, pieniądze są, choć są dostępne głównie na warunkach unijnych.

A fundusze unijne mają swoje zalety, ale mają też wady.

- Podstawowa różnica jest taka - inwestor inwestuje w zespół i w przedsiębiorcę. Urzędnik inwestuje we wniosek. A to po prostu nie działa, bo podstawową zdolnością startupu jest zdolność do szybkiej zmiany strategii. A wniosek każe wydać pieniądze zgodnie z wnioskiem.

Ale zagraniczni inwestorzy jak na razie nie garną się do naszego regionu ze swoimi pieniędzmi.

- Fundusze typu venture capital dostarczyły 4,1 miliarda euro do europejskich firm technologicznych - tylko w ciągu trzeciego kwartału tego roku. Ponad 95% tej kwoty trafia do firm z Europy Zachodniej, my wciąż jesteśmy daleko. Cały nasz region jest mniejszy niż poszczególne miasta Europy Zachodniej pod względem kapitału inwestycyjnego. Naprawdę bym chciał żeby nasz region dostał kwotę np. taką jaką ma Tel Awiw, czyli 100 milionów dolarów.

To jak można przyciągnąć do nas zewnętrzny kapitał?

- Musimy stworzyć legendy, a to właśnie jednorożce, czyli firmy wyceniane na ponad miliard dolarów, tworzą legendy. U nas pewnie legendą będzie 100 mln dolarów. To chyba będą wtedy centaury (śmiech).

A czy "jednorożce" to nie jest czasem takie przereklamowane hasło, za którym nic nie stoi?

- Jednorożce to oczywiście głównie slogan marketingowy, gdyż zawsze chodzi o budowanie solidnych przedsiębiorstw; nie o przedsiębiorczość na poziomie "mam pomysł, założę stronę internetową", ale zrobienie z tego prawdziwego biznesu, który ma przychody, ma duże zatrudnienie, wpływ na gospodarkę lokalną i globalną. Promowanie odpowiedzialnego, długoterminowego biznesu - to rzeczywiście ma wartość. Ale sporo jednorożców jak np AirBNB to już solidne firmy o wysokich przychodach i pozytywnym wpływie np. na zatrudnienie.

Część przedsiębiorców uważa, że największym sukcesem jest sprzedaż firmy za miliony albo miliardy, a nie jej rozwijanie.

- Z pewnością zostanie przejętym i przejście na emeryturę może być atrakcyjne, ale dużo lepiej będzie, jeśli rodzime przedsiębiorstwa będą przejmującymi. Możemy mieć w Polsce spółki notowane na giełdzie, z profesjonalnym zarządem, czyli cesja kontroli nad bieżącym zarządzaniem spółki przejdzie - w odpowiednim czasie - z założycieli na profesjonalny zarząd. Spółki mają pewne cykle koniunkturalne i nie zawsze jeden manager jest w stanie wszystkim zarządzać. Ja oczywiście wolałbym, żeby w Polsce było 10 spółek wycenianych na 50 miliardów dolarów. Za to sprzedaż spółki tworzy legendę, przyciąga nowych inwestorów, inspiruje młodych przedsiębiorców. A jeśli te pieniądze wracają do kraju, to one też pompują i wzbogacają cały system.

Podobnie było w Izraelu - kilka głośnych sprzedaży firm sprawiło, że pojawił się tam zewnętrzny kapitał.

- Izrael ma metkę "startup nation", czyli naród przedsiębiorców. Też byśmy chcieli, żeby Europa Centralna miała metkę "region startupowy", żeby przyciągać duże pieniądze, wielu inwestorów.

Tak, ale Izraelowi dużo w tym sprzyjało - obowiązkowa służba wojskowa, albo wspomniane już przez nas udogodnienia dla przedsiębiorców. Będziecie sugerować zmianę przepisów?

- To już trochę nie nasza dziedzina. Powstała organizacja Startup Poland, wspierana m.in. przez Google. Bardzo dużo rzeczy można zrobić niezależnie od tego, co dzieje się w sferze rządowej. Można inspirować, wskazywać najlepsze przykłady. Będziemy chcieli pokazać, co robią poszczególne kraje, stworzyć panel środkowoeuropejski dla startupów. Zawsze będziemy gonić króliczka, jeśli nie będziemy poprawiać pewnych rzeczy, takich jak cyfryzacja społeczeństwa.

Warto przeczytać: "Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google" >>

Więcej o: