Kupisz drona, żeby zrobić selfie?

Podrzucasz i zdjęcie gotowe. Czy taki sposób robienia selfie sprawi, że każdy zechce mieć swojego drona?

Selfie jest często obiektem drwin i żartów, ale wpływ na technologię miało olbrzymi. To nie tylko kijek do selfie, który w 2014 został uznany przez magazyn "Time” za jedno z najważniejszych wynalazków roku. Wielu producentów dołączyło go do swojej oferty sprzedażowej, jak np. ASUS. Selfie zawdzięczamy również popularyzację przednich kamerek. Sony stworzyło nawet specjalny smartfon dla kobiet, który miał ułatwić robienie selfie. Mało? Facebook i Snapchat wydają miliony na aplikacje pozwalające bawić się zrobionymi "autoportretami”. Miliony ludzi na całym świecie tworzą selfie, więc nic dziwnego, że wiele firm chce się pod modę przyczepić. Także twórcy dronów.

Nie można powiedzieć, że drony to w tej chwili nisza. Z raportu "Rynek dronów w Polsce 2015. Księga popytu i podaży" wynika, że tylko w naszym kraju sprzedaż produktów i usług związanych z dronami cywilnymi wyniosła 102 mln zł! Choć prostego drona kupić można było w Biedronce i wielu innych dyskontach, to sprzęt wciąż nie jest gadżetem dla "przeciętnego Kowalskiego”. Interesują się nim głównie twórcy filmików reklamowych, nagrywający wesela czy osoby uprawiające sporty wyczynowe i ekstremalne. Póki co na naszych osiedlach widok kogoś z dronem nad głową byłby zaskoczeniem. Owszem, fajnie sfilmować efektowny zjazd na rowerze czy serfowanie, ale na zwykłym spacerze sprzęt nie jest aż tak potrzebny.

Czy to się zmieni? Tak. Dzięki dronom do robienia selfie. 

Dron zamiast kijka do selfie

Takim, jak niedawno zapowiedziany Roam-e. Jest niewielki, swoim wyglądem przypomina butelkę, unosi się na wysokość 25 metrów, a w powietrzu może przebywać przez 20 minut. Jego najważniejszą funkcją ma być cykanie selfie, które będą wychodzić dobrze dzięki funkcji rozpoznawania twarzy. Samo robienie zdjęć wydaje się banalne. Do sterowania niepotrzebny jest kontroler. Roam-e wie, kogo ma śledzić, więc trzyma się z góry ustalonej odległości, wyznaczonej przez smartfonową aplikację.

 

Roam-e nie jest pierwszym tego typu dronem. Lub jak kto woli: mini-dronem. Do selfie gotowy miał być Zano, którego wymiary wydawały się idealne: 6.5 x 6.5 cm. Na Kickstarterze jego twórcy zdobyli ponad 2,3 mln funtów, co pokazuje, że zainteresowanie niewielkimi dronami jest całkiem spore. Niestety choć twórców przerósł sukces i nie będą w stanie dostarczyć projektu, to udowodnili, że jest miejsce na rynku dla takich urządzeń. Urządzeń dla każdego, nie tylko tych, którzy jeżdżą na rowerze, nartach czy filmują zabytki. Z takiego drona wreszcie będzie można skorzystać zawsze i wszędzie. 

Jeszcze ciekawszą wizję przedstawiają twórcy prototypowego drona Nixie, nagrodzonego w konkursie Intela. To sprzęt noszony jak zegarek. Tyle że Nixie może wznieść się w powietrze, zrobić zdjęcie właścicielowi i wrócić na rękę. Szybkie, wygodne, praktyczne. To kierunek dla twórców dronów i trend, który już niebawem może zacząć obowiązywać.

 

Urozmaicić selfie

Dzisiaj zwykłe selfie nadal jest popularne, ale raczej mało oryginalne. Kijek niewiele zmienia. Co innego taki mały dron. Sięga dalej, więc ujęcie będzie bardziej efektowne - wystarczy zobaczyć materiały promocyjne. Zdjęcie z plaży jest lepsze, kiedy widzi się nie tylko fragment fali, ale spory kawałek morza.

Ma się też więcej możliwości. I wbrew pozorom nadal jest to bardzo szybkie, wygodne i podręczne. A nawet bardziej niż w przypadku selfiesticka. Ręce są wolne, lot drona zaprogramować można przed uchwyceniem zdjęcia.

Problem? Może się wydawać, że przeszkodą jest cena. Za Roam-e zapłacić trzeba 350 dolarów. Tyle że możliwości mini-drona są większe niż zwykłego kijka do selfie. Płaci się nie tylko za możliwość zrobienia sobie autoportretu, ale też za nagrywanie filmów i przede wszystkim ujęcia z powietrza. Poza tym tego typu drony będą drogie... na początku. Producenci będą mogli oszczędzać na podzespołach, bo nie będzie liczyła się bateria, prędkość czy wysokość. Dron ma polecieć w górę, zrobić selfie i zaraz wrócić. Tu niepotrzebna jest zaawansowana technologia.

Czy selfie sprawi, że nagle na plażach, ulicach, w parkach zobaczymy drony latające nad naszymi głowami? Jest to bardzo prawdopodobne. Parę lat temu nie wyobrażaliśmy sobie, że ludzie będą chodzić z kijkami i wyciągać je, żeby zrobić sobie zdjęcie. Tymczasem selfiestick stał się modny, więc na tej samej zasadzie zyskać mogą drony. Drony, które zrobią ciekawsze i bardziej wyróżniające się selfie. Powinno ich przybywać.