Chiński "lewitujący" autobus to przekręt? Nowe, zaskakujące fakty

Robert Kędzierski
Miał być rewolucyjnym środkiem transportu, a może okazać się maszynką do wyciągania pieniędzy od naiwnych inwestorów.

Tydzień temu media obiegły zdjęcia  przełomowego, jak się zdawało, środka transportu. W Chinach zaprezentowano testowy model pojazdu TEB-1, nazywanego "lewitującym autobusem", który miałby poruszać się na specjalnie przygotowanych szynach ułożonych po obydwu stronach jezdni. Kabiny pasażerskie umieszczone są  w nim dwa metry nad ziemią, dzięki czemu samochody mogłoby poruszać się pod autobusem.

 

Projekt TEB-1, zaprezentowany po raz pierwszy na targach China Beijng International High-Tech Expo, zaczyna jednak budzić coraz więcej wątpliwości. Pokaz, który odbył się tydzień temu miał być pierwszym publicznym testem pojazdu. Okazuje się jednak, że lokalne media nawet o nim nie słyszały. Nie mówiąc o udziale w teście.

Gdy te fakty wyszły na jaw, spółka stojąca za projektem zmieniła swoje stanowisko i stwierdziła, że ubiegłotygodniowe wydarzenie miało jedynie charakter "wewnętrznego testu". Przedstawiciel firmy dodał, że TEB-1 wymaga dalszych prac.

Popular Mechanics, powołując się na doniesienia chińskich mediów, twierdzi, że cały projekt to przekręt. Jego finansowanie przypomina piramidę - inwestorzy są kuszeni wysokim zyskiem w zamian za przyciągnięcie kolejnych. Chińska bulwarówka "Global Times" donosi natomiast o tym, że szef projektu ukończył jedynie szkołę podstawową. 

embed

Krytycy projektu zwracają uwagę na to, że jego poruszanie się w miejskiej przestrzeni wydaje się być nierealne. Po pierwsze, pojazd miałby przewozić nawet do 1200 pasażerów jednocześnie, co oznaczałoby by, że zarówno on, jak i droga musiałyby udźwignąć ciężar wynoszący ponad 100 ton. To niemożliwe.

TEB-1 nie byłby też w stanie skręcać, zmieniać pasa ruchu, co mógłby doprowadzić do zablokowania innych pojazdów. Wymagałby też ogromnych przystanków. Czy oznacza tom, że chińska innowacja nigdy nie wyjdzie poza etap makiety i wizualizacji?

Więcej o: