Tiangong-1 (nazywany również „Niebiańskim Pałacem”) to chiński statek kosmiczny, który przez tamtejsze media określany jest mianem pierwszej chińskiej stacji orbitalnej. Moduł, który został umieszczony na orbicie w 2011 roku, dla władz Państwa Środka miał być spełnieniem snu o podboju kosmosu.
W czasie pięcioletniej „kariery” stacja Tiangong-1 brała udział w misjach trzech statków kosmicznych. W listopadzie 2011 przycumował do niej bezzałogowy statek Shenzhou 8. Rok później załogowy statek Shenzhou 9, a w 2013 roku – Shenzhou 10.
Dni „Niebiańskiego Pałacu” zostały już jednak policzone. W ubiegłym tygodniu chińskie władze potwierdziły, że bezzałogowy moduł „kompleksowo wypełnił swoją historyczną misję” i ponownie wejdzie w atmosferę w 2017 roku.
„Z naszych kalkulacji i analiz wynika, że większość elementów kosmicznego laboratorium spali się podczas spadania” – podkreśla wicedyrektor chińskiego biura misji załogowych, Wu Ping, cytowany przez agencję Xinhua.
Wu Ping zapewniła, że powrót stacji na Ziemię nie powinien być zagrożeniem. Chińskie władze na bieżąco monitorują również obecną sytuację Tiangong-1 i wyślą odpowiednie ostrzeżenie, gdyby w najbliższym czasie statek miał zderzyć się z jednym z satelitów.
Moment połączenia Shenzhou 10 i stacji Tiangong fot. Youtube
Ta deklaracja w pewnym stopniu potwierdza wcześniejsze medialne doniesienia, które sugerowały, że chińskie władze całkowicie straciły kontrolę nad swoim statkiem kosmicznym, a kontrolowane sprowadzenie go z orbity będzie niemożliwe.
Jonathan McDowell, astrofizyk z Uniwersytetu Harvarda, w rozmowie z "Guardianem” podkreśla, że niekontrolowana deorbitacja „Niebiańskiego Pałacu” wiąże się z pewnym ryzykiem. Nie można bowiem ustalić, gdzie wylądują te fragmenty statku, które nie spalą się podczas ponownego wejścia w atmosferę.
„Tymi fragmentami nie da się sterować” – podkreśla McDowell. „Skoro nie wiemy kiedy spadną na ziemię, nie wiemy również gdzie spadną” – dodał.
Zdaniem McDowella niektóre elementy oderwane od „Niebiańskiego Pałacu”, mogą ważyć nawet 100 kg. Pozostaje więc liczyć, że jeśli przetrwają one spotkanie z atmosferą, to wylądują na dnie oceanu, a nie na terenach zamieszkałych przez ludzi.
Źródła: "The Guardian" , Space.com