Podczas targów CES 2017 firma Faraday Future w dość spektakularny sposób zaprezentowała swój autonomiczny, elektryczny samochód. FF91 wjechał na scenę samodzielnie i zachwycił zarówno swoim niecodziennym wyglądem, jak i możliwościami.
Samochód Faraday Future wjeżdża na scenę targów CES2017 Fot. Faraday Future/YouTube
Producent zachwalał swój produkt niesamowitymi osiągami: 1050 koni mechanicznych, przyspieszenie do setki w 2,39 sekundy, radar umożliwiający autonomiczną jazdę brzmią świetnie. Nie gorzej niż w przypadku modelu Tesla X.
Wiele wskazuje jednak na to, że Faraday Future nigdy nie będzie konkurentem Tesli. Jak zauważa The Verge firma jak ognia unika pytań o finanse. W ostatnim czasie opuściło ją sześcioro ważnych menadżerów. W mediach krążą opowieści o niespłaconych rachunkach, oburzonych dostawcach i podwykonawcach (jeden z nich złożył nawet pozew na kwotę 10 mln dol.) i sprzeniewierzaniu funduszy.
Z finansowania start-upu na razie nie wycofała się chińska firma LeEco, znana między innymi z produkcji flagowych smartfonów. Jesienią na rozwój samochodów zarezerwowała w swoim ponad 1 mld dol.
Nick Sampson, prezes Faraday Future uspokaja i twierdzi, że "uczyni niemożliwe możliwym". Wiele wskazuje jednak na to, że kierowana przez niego spółka jest piramidą finansową. FF91 można już zamawiać - za samochód, który ma być dostarczony w 2018 roku należy wpłacić 5000 dolarów zwrotnej kaucji. Weźmy pod uwagę, że Tesla w ostatnim kwartale zeszłego roku wyprodukowała 25 tys. samochodów. Faraday Future ma więc setki tysięcy potencjalnych klientów. Wystarczy, że 10-20 tys. osób uwierzy w zapewnienia firmy i wpłaci pieniądze. 50-100 mln dolarów nie wystarczy na produkcję aut, ale zapewni luksusy właścicielom firmy. Czy taki jest plan konkurenta Tesli? Przekonamy się w ciągu kilkunastu miesięcy.