Kilka dni temu w internecie zapanował chaos. Wiele serwisów miało problemy z działaniem na skutek awarii Amazon Web Services - jednej z najważniejszych usług, na której opiera się działanie wielu serwisów i stron internetowych.
Czytaj też: Najgorsze dopiero przed nami. Rok 2017 będzie rokiem wzmożonych ataków.
Amazon nie jest tylko jednym z liderów sprzedaży online. Z jego serwerów korzysta około miliona klientów. Giphy, Slack, Imgur dostarczają swoim klientom codziennej dawki informacji i rozrywki właśnie za pośrednictwem serwerów Amazona - wyjaśnia Engadget.
28 lutego Amazon odkrył, że niektóre z nich nie działają jak należy. Postanowił więc zrestartować kilka maszyn. Jeff Bezos, szef Amazona, podkreśla, że nastąpiło to pierwszy raz od kilku lat.
Do komendy nakazującej restart wkradł się jednak błąd. Prosta literówka znacząco zwiększyła ilość ponownie uruchamianych serwerów. Restart miał dotyczyć tylko tych związanych z obsługą rozliczeń. Tymczasem z sieci zniknęły serwery kluczowe dla działania całej infrastruktury Amazon Web Services. Wywołało to lawinę problemów, którą użytkownicy sieci odczuli jako "strona mi się nie ładuje".
Incydent jest dowodem na to, że do poważnej awarii internetu może dość poprzez problemy jednego globalnego usługodawcy. Środowa awaria nie była specjalnie dokuczliwa i groźna, jednak powinna być odczytywana jak sygnał alarmowy. W zeszłym roku doszło bowiem do znacznie poważniejszego paraliżu amerykańskiej sieci. Eksperci ostrzegają, że długotrwała awaria na skalę globalną wiązałaby się z kosztami liczonymi w miliardach dolarów. Ludzki błąd lub celowe działanie przestępców czy służb specjalnych mogą wywołać znacznie poważniejsze skutki, niż powolne działanie kilkuset serwisów.