Ostatni raz superwulkan znajdujący się pod Yellowstone wybuchł jakieś 640 tys. lat temu, zaś wypływ lawy miał miejsce 70 tys. lat temu. Wbrew temu co może się powszechnie wydawać, to nie lawa jest powodem do zmartwienia. Nie rozlewa się bowiem poza obręb samego parku. Największym problemem jest gigantyczna ilość popiołu jaki trafia do atmosfery.
Najlepszym przykładem paraliżu jaki może wywołać takie zdarzenie jest islandzki wulkan Eyjafjallajokull, którego erupcja w 2010 roku poważnie zakłóciła ruch lotniczy w wielu rejonach świata.
Kaldera Yellowstone fot. Wikimedia Commons
Dużo większe obłoki popiołu unoszące się nad Ziemią w wyniku erupcji superwulkanu mogą stworzyć welon z kwasu siarkowego, który skutecznie zablokuje promienie słoneczne i doprowadzi do ochłodzenia się klimatu na całej planecie. Taki proces może potrwać nawet kilkadziesiąt lat.
Stąd NASA woli dmuchać na zimne, a w tym wypadku 'polewać gorące'. Amerykańska Agencja Kosmiczna chce wywiercić dwie dziury na skraju Yellowstone i do jednej z nich pompować zimną wodę, która pod dużym ciśnieniem będzie wypływać drugą stroną.
Czytaj też: Elon Musk apeluje do ONZ. Wyścig zbrojeń może doprowadzić do powstania "robotów morderców"
Ile to wszystko będzie kosztować? Wstępne szacunki zakładają kwotę 3,46 mld dolarów. Kosmiczny pomysł ma jednak dużą zaletę w długim horyzoncie czasowym. Przede wszystkim superwulkan pod Yellowstone stanie się w ten sposób potężnym źródłem energii geotermalnej. Schładzanie go do poziomu nie zagrażającego ponownej erupcji może potrwać nawet tysiąc lat, a zasobów do tworzenia energii elektrycznej na pewno nam tam nie zabraknie.