Nie od dziś wiemy, że liczne chińskie firmy swobodnie podchodzą do takich zagadnień, jak prawa autorskie czy własność intelektualna. Na targach MWC widziałem już sporo urządzeń, które dość bezczelnie kopiowały design oraz funkcje z innych smartfonów.
Złoty medal w tej kategorii należy się bez wątpienia firmie Leagoo, która w Barcelonie pokazała smartfon S9. Co można napisać o tym kosztującym 150 dolarów urządzeniu?
Leagoo S9 fot. Daniel Maikowski
Pod względem designu S9 jest dość nieudolną podróbką iPhone'a X. Chińczycy nie zapomnieli nawet o charakterystycznym wycięciu na górnej krawędzi ekranu ("notch"). Sęk w tym, że o ile Apple ukryło w tym miejscu technologię Face ID, o tyle smartfona Leagoo możemy odblokować tylko za pomocą czytnika linii papilarnych, który został umieszczony na pleckach urządzenia. Całość prezentuje się niestety dość tandetnie.
Zresztą nie tylko design jest tu problemem. Testowany przeze mnie egzemplarz S9 notorycznie się zawieszał i resetował, a na ekranie pojawiały się kolejne błędy.
Leagoo S9 fot. Daniel Maikowski
Jak prezentuje się specyfikacja Leagoo S9? Znajdziemy tu 5,85-calowy ekran HD+, a także 4 GB RAM, 32 GB pamięci użytkownika, aparat 13 mpx i baterię 3300 mAh.
Interesująca jest również nazwa urządzenia. O ile pod względem designu urządzenie Leagoo jest dość bezczelną kopią iPhone'a X, o tyle nazwę Chińczycy "wypożyczyli" sobie od najnowszego smartfona Samsunga - Galaxy S9. No cóż - można i tak.
Leagoo S9 fot. Daniel Maikowski
Co ciekawe, oficjalnym partnerem Leagoo jest znany londyński klub piłkarski Tottenham Hotspur, czym Chińczycy nie omieszkali się pochwalić. Jednak biorąc pod uwagę, jak swobodnie Leagoo "pożycza" sobie różne rzeczy od konkurentów, mam poważne wątpliwości, czy Harry Kane i spółka zdają sobie w ogóle sprawę, że są twarzami firmy.
Więcej materiałów z tegorocznych targów MWC w Barcelonie znajdziesz TUTAJ.