Do tej pory Google oferował producentom darmową licencję na Androida oraz zestaw aplikacji, w skład którego wchodziła m.in. mobilna przeglądarka Google Chrome oraz wyszukiwarka Google Search. Z tej sytuacji zadowoleni byli producenci, którzy nie musieli ukrywać opłat za licencję w cenach urządzeń, jak również sami użytkownicy.
Mniej zadowolona była Komisja Europejska. Bruksela już od dawna przyglądała się działaniom Google'a na terenie EU. Zdaniem unijnych oficjeli firma z Mountain View uzyskała pozycję monopolisty na rynku - m.in. dlatego, że przez lata "zmuszała" producentów smartfonów do oferowania Androida wraz ze wspomnianymi aplikacjami.
W lipcu br. KE nałożyła więc na Google rekordową karę w wysokości 4,3 mld euro za praktyki monopolistyczne. Zdaniem Brukseli firma miała uniemożliwiać producentom smartfonów wypuszczanie na rynek urządzeń z bardziej "otwartą" wersją Androida, która byłaby pozbawiona takich aplikacji jak Google Search czy Google Chrome.
Google Pixel fot. AP
Google reaguje
Na początku października Google odwołał się od decyzji KE. Kilka dni temu - w obawie przed kolejnymi karami - firma poinformowała jednak, że wkrótce wprowadzi zmiany w sposobie dystrybucji Androida na terenie Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Teraz producenci będą mogli oferować użytkownikom "okrojoną" wersję Androida, np. pozbawioną aplikacji Google Chrome i Google Search. Przykładowo Samsung będzie mógł zdecydować, aby domyślną przeglądarką w jego smartfonach był Firefox, a LG - czemu nie - zdecyduje, że chce, aby Android działał w oparciu o wyszukiwarkę Bing.
Kij ma jednak dwa końce. Producenci będą mogli eksperymentować z Androidem, ale muszą się liczyć z wprowadzeniem opłat licencyjnych, których wcześniej nie było.
"[...] producenci urządzeń będą mogli uzyskać licencję na pakiet aplikacji Google oddzielnie od aplikacji Google i przeglądarki Chrome. Ponieważ instalowanie aplikacji Google i Chrome wraz z pozostałymi aplikacjami pozwalało nam finansować rozwój i bezpłatną dystrybucję Androida, wprowadzimy nową, płatna umowę licencyjną dla smartfonów i tabletów dystrybuowanych na terenie EOG. Sam Android wciąż będzie darmowy i udostępniany na zasadach open-source
- czytamy w oficjalnym komunikacie Google'a.
Jak wysokie bedą te opłaty? Google na razie milczy. Serwis "The Verge" dotarł jednak do wewnętrznych dokumentów firmy, z których wynika, że firma będzie pobierać nawet 40 dolarów za każdy smartfon lub tablet z niestandardowym zestawem aplikacji.
Ostateczne kwota licencji ma zależeć m.in. od kraju, w którym oferowany jest smartfon, jak również od jakości wyświetlacza. Firma podzieli Europę na trzy regiony. Najwięcej producenci zapłacą za licencje w Szwecji, Holandii, Norwegii oraz Wielkiej Brytanii.
W przypadku tych krajów opłaty będą następujące:
Nie wiemy, dlaczego Google uzależnia wysokość licencji od jakości ekranu. Być może chodzi o to, że jakość wyświetlacza jest zazwyczaj wprost proporcjonalna do ceny urządzenia. Nie wiemy również, w której grupie krajów znajdzie się Polska.
Wiemy natomiast, że najniższa opłata licencyjna miałaby wynieść 2,5 dolara.
To nie wszystko. Producenci którzy nie zdecydują się na instalowanie Androida wraz z przeglądarką Google Chrome nie będą mogli - co jest chyba dość oczywiste - liczyć na udział w zyskach z mobilnej wyszukiwarki, którymi dotychczas Google się z nimi dzielił.
Jest kij, jest również marchewka. Producenci będą mogli uniknąć opłat licencyjnych, o ile zdecydują się zaoferować "standardowego" Androida wraz z aplikacjami Chrome i Search. Aby obejść decyzję Komisji Europejskiej Google posuwa się więc do działań, które niektórzy mogliby określić (i pewnie określą) mianem biznesowego szantażu.
Oczywiście na papierze wszystko wydaje się być w porządku. Google ma pełne prawo do płatnego licencjonowania swoich produktów i usług, jak również do oferowania ich w dowolnych konfiguracjach. Ciekawe, jak na fortel giganta zareaguje sama Bruksela.
Opłaty licencyjne na aplikacje Google miałyby wejść w życie od 1 lutego 2019 roku.