O FaceAppie jest ostatnio w sieci wyjątkowo głośno. Aplikacja dzięki wykorzystaniu sztucznej inteligencji pozwala na automatyczną edycję zdjęć twarzy. Dzięki temu można sprawdzić, jak wyglądałoby się w innej fryzurze, z brodą czy tatuażem, w okularach, jako przedstawiciel innej płci lub w innym wieku. Algorytmy całkiem sprawnie potrafią "postarzyć" osobę widoczną na zdjęciu i to właśnie ten filtr zdobył teraz największą popularność.
Co prawda aplikacja nie jest nowa, bo powstała na początku 2017 roku i wtedy po raz pierwszy zdobyła popularność. Później przez dwa lata programem mało kto się interesował, ale od kilku dni FaceApp przeżywa drugą młodość. Głownie za sprawą celebrytów, którzy przerobione zdjęcia chętnie wrzucają do mediów społecznościowych.
Od środy o FaceAppie zrobiło się w mediach jeszcze głośniej, ale już nie ze względu na jej możliwości, ale pochodzenie aplikacji. Część amerykańskich serwisów zauważyło bowiem, że program został stworzony przez Rosjan. Temat podchwycono również w Polsce. Przed korzystaniem z programu przestrzegają na Twitterze m.in. osoby z Ministerstwa Cyfryzacji, w tym Wanda Buk, wiceminister tego resortu.
Sprawdziliśmy i faktycznie, za powstanie FaceAppa odpowiada firma Wireless Lab z siedzibą w Sankt Petersburgu w Rosji. Takie informacje nigdy nie były żadną tajemnicą, ale właśnie teraz u części użytkowników pojawiły się obawy, że aplikacja wysyła ich zdjęcia wprost do rosyjskich władz i ma, lekko mówiąc, luźne podejście do zasad prywatności. Czy tak jest naprawdę? Twórcy aplikacji przekonują, że nie.
Dane producenta aplikacji FaceApp fot. screen
W komentarzu dla serwisu TechCrunch firma przyznaje, że efekt zmienionej twarzy faktycznie uzyskiwany jest na serwerach, z których korzysta firma, ale nie rosyjskich, a amerykańskich - w usługach Amazon Web Services i Google Cloud. Co więcej, twórcy deklarują, że na serwery przesyłane są wyłącznie zdjęcia, które użytkownicy chcą przerobić.
W zdecydowanej większości przypadków aplikacja nie przetwarza też żadnych innych danych, bo użytkownicy nie muszą się logować (i ich podawać). Co więcej, fotografie faktycznie przetrzymywane są na serwerach na wypadek, gdyby użytkownik chciał przerobić je ponownie, ale - jak deklarują twórcy - "większość zdjęć" jest kasowana po 48 godzinach. Nie tłumaczą jednak, co oznacza "większość" i dlaczego nie wszystkie. Dodają tylko, że jakiekolwiek dane użytkowników są zawsze usuwane na ich własne życzenie.
Czytaj też: Aplikacja FaceApp robi furorę w sieci. Sprawdziliśmy, jak polscy politycy będą wyglądać na emeryturze
Tego, co stanie się z danymi, które wrzucamy do internetu, niestety nigdy nie możemy być w 100 procentach pewni. I warto o tym pamiętać, pobierając jakąkolwiek aplikację. FaceApp prosi o dostęp do aparatu, zapisanych w pamięci zdjęć oraz internetu. Jej wymagania nie budzą więc podejrzeń - są konieczne do tego, aby aplikacja mogła działać. W wielu przypadkach są też znacznie mniejsze niż uprawnienia lubianych programów, jak np. Facebook.
Co więcej - jak twierdzą eksperci z branżowego portalu Niebezpiecznik - polityka prywatności FaceAppa nie odbiega od zapisów stworzonych przez twórców innych aplikacji. Podobnie jak to było w przypadku Facebooka, trudno jednak stwierdzić, czy aplikacja korzysta ze wszystkich praw, na które zgadzamy się, korzystając z niej, ani co dokładnie robi w tle. Na tym polu również nie różni się od wielu innych aplikacji z Google Play lub App Store.
Redaktorzy Niebezpiecznika dodają jednak, że teoretycznie (w czarnym scenariuszu) FaceApp mógłby wykorzystywać zdjęcia, by dzięki technologii rozpoznawania twarzy łączyć fotografie z informacjami, którymi dzielimy się w mediach społecznościowych. Następnie tak stworzone profile mogłyby być wykorzystane do personalizowania reklam lub sprzedaży firmom trzecim.
Mało jednak prawdopodobne, aby aplikacja przekazywała jakiekolwiek dane rosyjskim służbom. Publicznie dostępne informacje na nasz temat łatwo zdobyć z mediów społecznościowych, a służby (nie tylko Rosji, ale również innych krajów) i tak mają już (z innych źródeł) znacznie bardziej wrażliwe informacje na nasz temat.
Czytaj też: Neuralink. Elon Musk zapowiedział interfejs, który bezpośrednio połączy mózg ze smartfonem