Ceny kart graficznych biją rekordy wszech czasów, a znalezienie PlayStation 5 czy Xboksa Series X na sklepowej półce jest dziś trudniejsze niż trafienie szóstki w Lotto. Powód? Jak zwykle, jest ich kilka, ale ten najbardziej oczywisty to pandemia COVID-19.
Choć od jej wybuchu minęły ponad dwa lata, a najważniejsze fabryki w Chinach czy na Tajwanie powoli zwiększają moce produkcyjne, to wciąż odczuwamy konsekwencje przerwania łańcuchów dostaw.
Część ekspertów prognozuje, że sytuacja unormuje się w ciągu najbliższych miesięcy, ale ci najbardziej pesymistyczni ostrzegają, że z po pandemiczną czkawką będziemy mieć do czynienia do 2023 roku.
Kolejny powód wiąże się bezpośrednio z pierwszym. Pandemia i wynikające z niej spowolnienie pracy w fabrykach, połączone ze zwiększonym popytem na elektronikę doprowadziły do niespotykanego wcześniej kryzysu na rynku półprzewodników.
Wafle krzemowe wykorzystywane m.in. do produkcji czipów, ogniw słonecznych czy miroukładów, stały się prawdziwym towarem deficytowym, a ich ceny poszybowały przy tym w górę.
Musimy pamiętać o tym, że branża elektroniki to system naczyń połączonych. Przykładowo, jeśli firmy Micron i Samsung nie mogą zaspokoić rosnącego popytu na kości pamięci GDDR6, to NVIDIA będzie mieć problem z produkcją kart graficznych, a AMD z dostarczeniem układów dla konsol PS5 i Xbox Series X. To z kolei wywoła wielki ból głowy u włodarzy Sony oraz Microsoftu.
Problem ten dotyczy zresztą nie tylko producentów elektroniki, ale również m.in. branży motoryzacyjnej. Brak dostępnych podzespołów sprawił, że wiele koncernów, jak np. Skoda, Toyota czy Opel, musiało czasowo wstrzymać produkcję nowych aut.
Oliwy do ognia dolała wojna handlowa na linii USA-Chiny. We wrześniu 2020 roku ówczesny prezydent USA Donald Trump zdecydował się nałożyć sankcję na koncern SMIC, największego chińskiego producenta półprzewodników, z powodu jego rzekomych powiązań z chińskim wojskiem.
W efekcie takie firmy, jak Samsung czy TSMC musiały zdywersyfikować źródła pozyskiwania wafli krzemowych, co jeszcze bardziej pogłębiło trwający kryzys. Dla tajwańskiego TSMC dodatkowym problemem okazała się największa od przeszło 50 lat susza, która nawiedziła ten region.
Jakby tego było mało kryzys, który uderzył w branżę elektroniki zbiegł się z szałem wokół kryptowalut. Kursy bitcoina, ethereum oraz innych cyfrowych monet w ostatnich miesiącach biją kolejne rekordy, a do „kopania" kryptowalut niezbędny jest sprzęt o dużej mocy obliczeniowej.
Tego rodzaju „koparki" składają się z kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu układów GPU. Cyfrowi górnicy wykupują więc wszystkie dostępne karty graficzne – podbijając ich ceny, drenując rynek, a przy tym komplikując życie osobom, które marzą o nowym komputerze czy karcie graficznej.
Co to wszystko oznacza dla nas – klientów?
Po pierwsze, brak elektroniki na sklepowych półkach, a po drugie wydłużony czas dostawy urządzeń, które zamówiliśmy przez internet. Do tego dochodzą oczywiście wyższe ceny, choć w tym wypadku swoje do powiedzenia ma również szalejąca inflacja i wyjątkowo słaba złotówka. Pozostaje nam więc uzbroić się w cierpliwość. W końcu za rok również będą święta.