Kazachstan w ostatnich miesiącach stał się rajem dla osób i firm zajmującym się kopaniem kryptowalut (tzw. górników). To proceder polegający na obliczeniowym "wydobywaniu" ułamków bitcoinów lub innych wirtualnych walut, które następnie można sprzedać. Wcześniej górnicy bardzo często korzystali z gościnności Chin, ale po tym jak w połowie 2021 roku Pekin zakazał kopania kryptowalut, duża część z nich przeniosła się właśnie do azjatyckiego kraju ze stolicą w Nur-Sułtanie.
Teraz górnicy działający w Kazachstanie popadli w nie lada kłopoty, bo infrastruktura energetyczna w tym kraju jest na skraju wytrzymania. Pierwszym problemem okazały się zamieszki, które wybuchły w całym kraju na początku stycznia, a rząd zdecydował się na odcięcie kraju od internetu (przed tym wydarzeniem Kazachstan był drugim po USA największym "wydobywcą" kryptowalut), teraz kłopotem jest kryzys energetyczny.
W czym problem? Kopanie kryptowalut wymaga ogromnej mocy obliczeniowej, dlatego najczęściej używa się do tego tzw. koparek złożonych z kilkunastu czy kilkudziesięciu mocnych kart graficznych każda. Wszystkie koparki razem wzięte kopiące np. bitcoina lub inną popularną walutę pochłaniają więcej energii, niż niektóre mniejsze kraje. A cały biznes opłaca się tylko przy odpowiednio dużych koparkach i stosunkowo niskich cenach prądu.
Wiedząc to i mając na głowie problemy z niedoborem energii elektrycznej, obecne władze Kazachstanu postanowiły ukrócić proceder kopania kryptowalut i zezwoliły na odcięcie prądu wszystkim przedsiębiorstwom, których głównym biznesem jest kopanie kryptowalut. Tak też się stało. Państwowy operator KEGOC 24 stycznia przestał dostarczać tym firmom prąd i planuje podpiąć wtyczkę najwcześniej po 31 stycznia. W państwowych mediach wytłumaczył, że do tego ruchu zmusiła operatora "niestabilna sytuacja" energetyczna.
To oczywiście nie spodobało się kopaczom kryptowalut, którzy argumentują, że przeciążenie sieci energetycznej spowodowane jest jej bardzo złym stanem, a nie praktyką wydobywania cyfrowych monet. Straty są zresztą ogromne. Zdaniem prezesa Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Blockchain i Centrów Danych w Kazachstanie cytowanego w mediach, wyłączone koparki generują straty na poziomie około miliona dolarów dziennie.
Problem w tym, że prądu i tak zabrakło. Jak donosił m.in. Bloomberg, 25 stycznia, czyli dzień po odcięciu górników od prądu, energii elektrycznej i taj w Kazachstanie zabrakło. Wtorkowe popołudnie bez prądu spędzić musiało kilka milionów odbiorów w tym kraju i w sąsiednim Uzbekistanie i Kirgistanie. Blackout spowodował też przerwy w dostawach wody i wymusił zamknięcie części lotnisk.
Powodem - przynajmniej oficjalnie - była awaria i czasowe odłączenie głównej linii elektroenergetycznej w Kazachstanie, która łączy południową część kraju ze wcześniej wspomnianymi sąsiadami i Rosją. Sytuacja wróciła już do normy, choć koparki kryptowalut wciąż nie działają. Na razie nie wiadomo, jaką politykę wobec nich obierze Kazachstan po 31 stycznia, do kiedy mają być odcięte od sieci.
Więcej o kryptowalutach przeczytasz na Gazeta.pl