Dying Light 2 rodziło się w bólach. Zawirowania, do których w ostatnich latach doszło w Techlandzie, a które związane były m.in. z odejściem z firmy kluczowym pracowników, sprawiły, że premiera gry była kilkukrotnie przekładana. Twórcy musieli również zmierzyć się z rosnącą niecierpliwością ze strony graczy oraz ich rozbudzonymi oczekiwaniami. Można powiedzieć, że Dying Light 2 jeszcze przed premierą stało się ofiarą sukcesu pierwsze odsłony gry.
Wreszcie, po przeszło siedmiu latach oczekiwań, możemy jednak powrócić do postapokaliptycznego świata opanowanego przez hordy zombie, w którym to dobro miesza się ze złem, a ludzie są dla siebie większym zagrożeniem od wszechobecnych nieumarłych.
Akcja Dying Light 2 rozgrywa się 20 lat po wydarzeniach z pierwszej odsłony. W tym czasie cywilizacja pogrążyła się w jeszcze większym chaosie i beznadziei. W grze wcielamy się w postać Aidena. Jest on pielgrzymem, czyli osobą, która odpowiada za komunikację między odciętymi od świata osadami.
O Aidenie nie wiemy zbyt wiele, choć w toku gry krótkie przerywniki filmowe odsłaniają przed nami jego mroczną przeszłość. Nasz bohater przybywa do miasta Villedor, aby odnaleźć swoją zaginioną siostrę. Nie spodziewa się jednak, że jedna z największych metropolii tego postapokaliptycznego świata szybko wciągnie go w bagno społecznych i politycznych intryg oraz wewnętrznych konfliktów.
Dying Light 2 Dying Light 2
Tytułowe miasto od pierwszych chwil zachwyca nas rozmachem i zachęca do eksploracji. Żeby odkryć wszystkie sekrety tej metropolii, będziemy musieli poświęcić grubo ponad 100 godzin. Villedor zostało podzielone na strefy wpływów, w których rządzą frakcje - Stróże Prawa, Ocaleńcy i Renegaci. To od nas zależy, z którą grupą się zaprzyjaźnimy, a która stanie się naszym śmiertelnym wrogiem.
Jedną z nowych mechanik Dying Light 2 jest możliwość przejmowania kontroli nad poszczególnymi dzielnicami miasta i przekazywania ich w ręce wybranej frakcji. Jesteśmy za to nagradzani bonusami. Przykładowo, sprzymierzenie się z Ocaleńcami pomoże nam rozwinąć umiejętność parkouru. Od Stróżów Prawa możemy natomiast otrzymać niezwykle przydatną w walce kuszę.
Kluczowym aspektem Dying Light 2, podobnie jak w przypadku pierwszej odsłony, jest cykl dnia i nocy. W czasie dnia ulice miast są puste, a zombie chowają się w budynkach oraz tunelach metra. Z kolei w nocy hordy nieumarłych wychodzą na żer. Choć nocna eksploracja świata jest bardziej niebezpieczna, to takie eskapady stanowią grę wartą świeczki. Po pierwsze, po zmroku zdobywamy więcej punktów doświadczenia, a po drugie możemy wówczas zajrzeć do pełnych skarbów opustoszałych budynków.
Dying Light 2 Dying Light 2
Parkour, czyli płynne i efektowne przemieszczanie się po mieście, to jeden ze znaków rozpoznawczych serii Dying Light. W sequelu ta mechanika została jeszcze bardziej rozbudowana. Twórcy postarali się o nowe animacje i sztuczki, dzięki którym skakanie po budynkach i bezszelestne omijanie dużych zbiorowisk zombie dostarcza nam jeszcze większej frajdy i satysfakcji.
Aiden otrzymał też dostęp do dwóch nowych gadżetów, które przydadzą mu się podczas eksploracji Villedor. Pierwszym z nich jest lina do wspinaczki. Drugim - paralotnia, z której będziemy korzystać przede wszystkim w opanowanym przez drapacze chmur centrum miasta.
Dying Light 2 Dying Light 2
Rozbudowie uległ również system walki wręcz. Aiden dysponuje teraz pokaźnym arsenałem ciosów, a w starciach z przeciwnikami wykorzystuje elementy parkouru. Walka jest więc równie płynna, co samo przemieszczanie się po mieście. W Dying Light 2 nie znajdziemy broni palnej, ale natrafimy tu na asortyment broni białej - od kijów, przez maczety, a skończywszy na mieczach oraz łukach.
Cieszy też duża liczba rodzajów wrogów - i to zarówno wśród ludzi, jak i nieumarłych. Frakcje różnią się od siebie uzbrojeniem i stylem walki, co wymusza na nas zmianę strategii. Jeśli zaś chodzi o zombie, to twórcom zdecydowanie nie zabrakło wyobraźni. Nie jest aż tak bogato, jak w przypadku potworów z Wiedźmina 3, ale w Villedor spotkamy m.in. potężnych Mutantów, tropiących nas Nocnych Łowców, Gazowników, Wyjców, Lunatyków czy też Przemieńców.
Dying Light 2 Dying Light 2
Dying Light 2 nie jest co prawda klasycznym RPG-iem (przypomina bardziej połączenie serii Far Cry i ostatnich odsłon Assassin's Creed), ale gra kładzie mocny nacisk na aspekt rozbudowy postaci oraz podejmowania decyzji, które mają realny wpływ na ludzi i świat wokół nas. Co ważne, twórcy nie prowadzą nas tu za rączkę. Nie mówią nam o tym, co jest dobre, a co złe. Nigdy tak do końca nie wiemy, w jakim kierunku poprowadzi nas podjęta właśnie decyzja czy wybrana opcja dialogowa.
Fabuła jest bez wątpienia jednym z najmocniejszych punktów gry Techlandu. Chodzi tu nie tylko o doskonale poprowadzony główny wątek, ale również o zróżnicowane misje poboczne. Poznawanie historii mieszkańców Villedor jest niezwykle interesujące i satysfakcjonujące.
Owszem, jak to w sandboksie bywa, nie brakuje tu również schematów i powtarzalnych zadań. Wydaje się jednak, że twórcom udało się w tym wszystkim znaleźć odpowiedni balans. Dying Light 2 to gwarancja 50-80 godzin zabawy bez zmęczenia materiałem.
Aby wzmocnić w nas poczucie nieodwracalności podejmowanych decyzji, Techland zdecydował się na dość kontrowersyjny krok. W Dying Light 2 nie znajdziemy slotów do ręcznego zapisywania stanu rozgrywki. Gra nadpisuje się w sposób automatyczny, co oznacza, że nie możemy się cofnąć do wcześniejszego fragmenty gry, aby sprawdzić, co by było gdyby Aiden zachował się inaczej.
Dying Light 2 Dying Light 2
W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. No cóż, oprawa graficzna w Dying Light 2 nie zachwyca. Powiem więcej, nie zachwycałaby ona nawet w erze PlayStation 4 i Xbox One. Zarówno tekstury, modele postaci, jak i animacje twarzy pozostawiają wiele do życzenia.
Być może jest to skutek ciągnącego się aż przez siedem lat procesu produkcyjnego, a być może efekt potrzeby zoptymalizowania gry pod konsole starszej generacji. Nie zmienia to faktu, że Dying Light 2 pod względem graficznym prezentuje się co najwyżej dobrze.
Owszem, gra ma swoje momenty. Nie brakuje tu pięknych krajobrazów, a Villedor widziane z lotu ptaka potrafi zachwycić, podobnie jak skryte w mroku wnętrza niektórych lokacji. To jednak tylko momenty. Jeśli liczyliście tu na iście next-genową oprawę audiowizualną, to będziecie mocno rozczarowani.
Jeśli zaś chodzi o kwestie czysto techniczne, to na konsolach do wyboru mamy trzy tryby graficzne:
Zdecydowanie najlepiej wypada tryb wydajności. Co prawda obraz jest tu renderowany jedynie w rozdzielczości 1080p, ale w zamian za to otrzymujemy płynne 60 klatek na sekundę. W grze, która aż kipi od efektownych parkourowych akrobacji, płynna rozgrywka jest absolutnym priorytetem.
Pora odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Czy warto było czekać aż siedem lat na nową odsłonę Dying Light? Zdecydowanie tak. Techland nie stworzył gry przełomowej, ale oddał w nasze ręce znakomity survival horror, w którym pierwsze skrzypce gra znakomita fabuła, a zaraz za nią podąża pełna niespodzianek eksploracja, efektowny parkour oraz rozbudowany system walki.
Jedynym zgrzytem jest tu nieco leciwa oprawa graficzna oraz szereg mniej lub bardziej irytujących bugów. O ile z tą pierwszą kwestią niewiele da się zrobić, o tyle problemem błędów Techland już się zajmuje, publikując pierwsze łatki i poprawki.
Ocena: 8/10
Kopię do recenzji dostarczył dystrybutor gry: Techland
Szukasz recenzji innych gier? Znajdziesz je w tym miejscu?