Za nami bardzo interesujący rok w świecie gier. Na rynku zadebiutowała nowa przenośna konsola, czyli Steam Deck, a Microsoft wyłożył na stół niemal 70 mld dolarów, aby przejąć koncern Activision Blizzard i zgarnąć pod swe skrzydła tak kultowe serie, jak Diablo czy Call of Duty. Na ostatniej prostej plany firmy z Redmond może jednak pokrzyżować Federalna Komisja Handlu.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy byliśmy także świadkami wielu udanych premier. Aby to wszystko ładnie podsumować, wybrałem pięć gier, które w ubiegłym roku zrobiły na mnie największe wrażenie.
Pentiment to dość klasyczna point-clickowa przygodówka, która przenosi nas do targanych społeczno-religijnymi konfliktami szesnastowiecznych Niemiec oraz bawarskiego miasteczka Tassing. Wcielamy się w postać Andreasa Malera, artysty-czeladnika i awanturnika. Nasz bohater przypadkiem wplątuje się w wielką kryminalną intrygę, w której centralną rolę odgrywa pewne opactwo.
Jeśli podobało się wam „Imię Róży", to Pentiment z całą pewnością trafi w wasze gusta. Gra zachwyca nie tylko znakomitą fabułą, lecz także nietuzinkową oprawą graficzną, która została zainspirowana średniowiecznymi drzeworytami. Studio Obsidian powróciło z prawdziwą perełką.
Jako ojciec pięciolatka w ostatnich miesiącach spędziłem sporo czasu przy konsoli Nintendo Switch. I choć platforma ta nie doczekała się w ubiegłym roku hitu na miarę ostatniej Zeldy, to jednak jedna gra okazała się absolutnym strzałem w dziesiątkę.
Mowa o Mario & Rabbids: Sparks of Hope, produkcji z wąsatym hydraulikiem w roli głównej, za którą – co ciekawe – nie stoi wcale Nintendo, ale Ubisoft. Tym razem Mario i jego przyjaciele mierzą się z tajemniczą złowrogą siłą zwaną Cursa, która zamierza pożerać tytułowe „Iskry", aby zyskać niewyobrażalną moc i przejąć władzę nad galaktyką.
Druga odsłona taktycznego RPG-a z 2017 r. jest pod każdym względem lepsza od swej poprzedniczki. Poprawie uległa zarówno oprawa graficzna, system walki, jak i kluczowe mechaniki.
Immortality to największe pozytywne zaskoczenie ubiegłego roku. Przed premierą słyszałem o tej grze niewiele i zabrałem się do niej bez większych oczekiwań. Tymczasem narracyjna przygodówka autorstwa znanego z Telling Lies Sama Barlowa wciągnęła mnie bez reszty.
Sam pomysł na rozgrywkę jest prosty. Sekunda po sekundzie i klatka po klatce analizujemy fragmenty trzech „zaginionych" filmów, w których główną rolę zagrała pewna tajemnicza aktorka - Marissa Marcel. Nuda? Nic bardziej mylnego.
Odkrywanie pajęczyny powiązań między pozornie przypadkowymi nagraniami dostarcza niesamowitej frajdy, a odsłaniająca się przed nami mroczna intryga co najmniej kilkukrotnie przyprawiła mnie o szybsze bicie serca.
Osobiście nie jestem wielkim fanem gier studia From Software. Wynika to w dużej mierze z faktu, że z piekielnie trudnymi soulsbornami radzę sobie dość kiepsko. Zresztą – nie tylko ja. Cesarzowi należy jednak oddać to, co cesarskie, a Elden Ring bez dwóch zdań jest nowym cesarzem tego gatunku.
Gra, którą Japończycy stworzyli wraz z George’em R.R. Martinem, autorem sagi „Pieśń Lodu i Ognia", to dzieło monumentalne – jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało. Wspaniała oprawa audiowizualna, wielki świat, który możemy eksplorować w dowolny sposób, a do tego wymagająca, a zarazem satysfakcjonująca walka. Tej grze po prostu trzeba dać szansę!
Większa, ciekawsza, piękniejsza i znacznie bardziej widowiskowa – tak w skrócie można opisać nową odsłonę God Of War. A przecież Ragnarok nie jest następcą jakiegoś przeciętniaka, ale wybitnej produkcji, która zdobyła dziesiątki branżowych nagród.
W Ragnarok wszystko stoi na najwyższy poziomie – od grafiki, przez fabułę, majestatyczną ścieżkę dźwiękową, po widowiskowe starcia z bossami, których jest tu co niemiara.
Ragnarok jest po brzegi wypełniony ciekawą zawartością, a podczas 40-50 godzin spędzonych z tym tytułem ani razu nie zaznacie nudy. Artyści ze studia Santa Monica Studio wspięli się na wyżyny umiejętności, czego efektem jest nie tylko najlepsza gra tego roku, lecz także jedna z najwybitniejszych wirtualnych przygód ostatniej dekady.