Fact-chekingowy zespół Wojownicy Klawiatury przyjrzał się szeroko dwóm profilom na TikToku: @niemówzamnie oraz @_bezkitu_. Są ze sobą powiązane i tego akurat nie ukrywają. Część TikToków nagrywana jest wspólnie przez autorów obu profili. W opisie pierwszego profilu znajdziemy informację o "kolegach z Bez Kitu". Drugi z kolei reklamuje się jako "codzienna dawka kaczyzmu". To jednak tyle, z opisu nie dowiadujemy się niczego więcej o tym, kto prowadzi profil, ani kim są osoby na nim występujące, które omawiają szereg politycznych tematów. Jak się okazuje, to politycy należący do PiS i pełniący funkcje publiczne. Ich nagrania mają miliony wyświetleń.
Oba konta korzystają z podobnej oprawy graficznej. Kiedy filmiki są kręcone w studio, to jest ono w zbliżonej stylistyce. Nie można oprzeć się wrażeniu, że nawet kwiatek doniczkowy w tle jest ten sam. Oba profile założono na początku roku, w odstępie ledwie kilku dni. Osoby, które na nich występują, są ściśle związane z Prawem i Sprawiedliwością, ale ich materiały nie są oznaczone jako materiał wyborczy czy partyjny. Jedyną wskazówką dotyczącą osób, które występują na nagraniach, są tagi z imieniem i nazwiskiem, które można zobaczyć dopiero po rozwinięciu opisu. Taka informacja jest umieszczona jednak tylko w części nagrań.
"Przeanalizowane przez nas kanały, tworzone przez działaczy PiS – @niemowzamnie oraz @__bezkitu__ nie z agitują wprost. Skupiają się raczej na krytyce i demobilizacji wyborców opozycji. W niektórych materiałach widzimy manipulacje dot. Unii Europejskiej gdzie prowadzący myli datę inwazji Rosji na Ukrainę oraz sugeruje, że Unia Europejska nie wspiera Ukrainy. W kolejnych filmikach Donald Tusk porównywany jest do fikcyjnego potwora Golluma. To materiały nacechowane emocjonalnie, ale nie mające wiele wspólnego z merytoryczną krytyką" - pisze zespół Wojownicy Klawiatury. Na jednym z materiałów prowadząca pokazuje rysunku dzieci i przekonuje, że "polskie dzieci wiedziały, że strażnicy graniczni bronią ich ojczyzny". Nagranie rozpoczyna się od dziewczynki, wypowiadającej hasło "murem za polskim mundurem" i ocierającym w reakcji na to pot z czoła Alaksandrem Łukaszenką.
Na kanale @niemówzamnie publikują Maria Raczyńska oraz Małgorzata Żuk. Obie są członkiniami młodzieżówki PiS. Raczyńska jest też asystentką ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua. Żuk natomiast jest radną warszawskiej dzielnicy Ochota. Tę funkcję pełni od 2018 roku i choć TikToki nagrywa regularnie, to przez pięć lat sprawowania funkcji nie złożyła ani jednej interpelacji oraz ani jednego zapytania.
Na kanale pojawił się również Bartosz Stasiak, kolejna osoba związana z młodzieżówką PiS. Pracuje w biurze posła Dariusza Piontkowskiego, wiceministra edukacji narodowej. Stasiak częściej pojawia się na kanale bezkitu, na którym można oglądać też Michała Moskala oraz Michała Szpądrowskiego. Pierwszy z nich był radnym PiS na warszawskim Żoliborzu w latach 2018-2022. Podobnie jak Małgorzata Żuk, przez cały ten czas nie złożył żadnej interpelacji i zapytania. Moskal pracuje również jako Szef Gabinetu Prezesa Jarosława Kaczyńskiego i jest Dyrektorem Biura Prezydialnego PiS. W styczniu było o nim głośno po tym, jak oświadczył się w kopalni "Bogdanka", co wymusiło zamknięcie obiektu i mogło kosztować spółkę wiele milionów złotych.
Michał Szpądrowski jest natomiast współpracownikiem Mariusza Kamińskiego, ministra spraw wewnętrznych. Pracuje też jako radny na warszawskim Ursynowie, w tej funkcji złożył zapytanie lub interpelację 17 razy. Pracował również w sztabie Patryka Jakiego, z którego wyrzucono go w 2018 roku, gdy na jaw wyszły jego antysemickie komentarze z roku 2010. Pisał w nich, że żydów chętnie by przywitał z kałasznikowa. Na kanale Bez Kitu występuje też Karolina Mrozowska, która pełni funkcję rzeczniczki okręgu wrocławskiego Prawa i Sprawiedliwości. W 2018 roku była też przewodnicząca Koła Młodych PiS.
Jesienią 2022 roku TikTok zmienił politykę dotycząca kampanii wyborczych. Już wcześniej nie akceptowano reklam politycznych "zarówno w formie reklam, jak i treści sponsorowanych przez polityków, a publikowanych przez twórców". Konta polityków i partii po zmianie z września ubiegłego roku utraciły dostęp do funkcji reklamowych, zabrano im również monetyzację treści politycznych. "Wprowadzone zmiany - wraz z wdrożonym wcześniej zakazem płatnych reklam politycznych - oznaczają, że konta rządowe, polityków i partii politycznych właściwie nie będę mogły przekazywać ani otrzymywać płatności za pośrednictwem funkcji monetyzacji dostępnych na TikToku, a także inwestować w płatną promocję swoich treści" - informowano wówczas w komunikacie. Przy tej okazji Piotr Żaczko, szef ds. komunikacji TikToka w regionie Europy Środkowej i Wschodniej powiedział w CyberDefence24.pl wyraźnie, że "prowadzenie kampanii politycznych na TikToku jest zabronione".
Przepisy zaczęto jednak szybko obchodzić. TikTok nie zakazuje bowiem wyrażania swoich poglądów politycznych nikomu, nawet politykom. Influencerzy nie oznaczają więc treści sponsorowanych, choć są to treści w oczywisty sposób polityczne. Głośno zrobiło się choćby o sprawie Filipa Zabielskiego, którą opisywał SpidersWeb. Mający 4,6 mln obserwujących influencer na jednym z nagrań mówi, że PiS można krytykować za wiele rzeczy, ale "jedno im się udało". Zabielski dalej tłumaczy, że chodzi mu o transformację energetyczną (która wciąż trwa i nie jest skończonym procesem) i wymienia sukcesy PiS: "Baltic Pipe, Mierzeja Wiślana, interkonektory z Litwą i Słowacją, minireaktory tzw. SMR-y czy budowa reaktorów nuklearnych z Amerykanami i Koreańczykami". Państwowa Komisja Wyborcza od lat mówi o tym problemie, podkreśla, że taka działalność jest zabroniona, ale nie ma przepisów, które pozwoliłyby wyciągnąć z tego konsekwencji.
Sam TikTok nie zamierza natomiast wychodzić poza ramy prawne i zajmować się dochodzeniami śledczymi, które miałyby wykazać, czy doszło do naruszenia przepisów, czy nie. "Jeśli twórca będzie promował partie polityczne za pieniądze, bez ujawnienia tego, to my nie mamy możliwości, aby to zweryfikować. Nie jesteśmy redakcją śledczą" - mówił Theo Bertram, wiceprezes TikToka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Opieramy się na zasadzie, że zarówno użytkownicy TikToka, jak i partie polityczne przestrzegają prawa. Nie wiem, czy byłoby właściwe, aby to platformy technologiczne pełniły tutaj funkcję sędziego i wydawały wyroki, co jest dozwoloną promocją polityczną, a co nie
- dodał Bertram.
Zwróciliśmy się do Piotra Żaczki z pytaniem o ocenę tej sytuacji. W odpowiedzi zdeklarował on, że:
jeśli treść nieoznaczona jako reklama polityczna zostanie uznana za taką przez zewnętrzne urzędy, lub np. media dowiodą tego na swoich łamach, także znajdzie to odzwierciedlenie w naszych działaniach.