Koniec z "panie Areczku". Bohater słynnych memów idzie do sądu. "Ktoś zarabia na moim wizerunku"

Stanisław Derehajło zapowiedział podjęcie kroków prawnych wobec producentów magnesów, które pojawiły się w nadmorskich kurortach. Ich autorzy mieli bezprawnie skorzystać z wizerunku polityka, okraszając obrazek słynnym "Panie Areczku...".

Stanisław Derehajło to były wicemarszałek województwa podlaskiego, a wcześniej również wójt gminy Boćki (woj. podlaskie). Od 2021 roku jest wiceprezesem Porozumienia. Wielu internautom może być jednak znany nie z polityki, ale z internetowych memów. Derehajło nieintencjonalnie stał się ich bohaterem już kilka lat temu i od tamtej pory zabawne obrazki z jego wizerunkiem i zwrotem "Panie Areczku..." są często rozpowszechniane przez użytkowników sieci. Szczególnie w przypadku memów dotyczących pracy.

Zobacz wideo Jabra Elite 5 vs Huawei FreeBuds 5i. Starcie słuchawek true-wireless za mniej niż 500 zł [TOPtech]

Stanisław Derehajło idzie do sądu. Chodzi o magnesy w kurortach

Jak poinformował "Kurier Poranny", teraz Stanisław Derehajło postanowił podjąć kroki prawne w tej sprawie. Konkretnie chodzi o wykorzystanie jego wizerunku na magnesach, które pojawiły się w nadmorskich kurortach (m.in. w Mielnie i Gdyni). Zdjęcie jednego z takich stoisk możemy zobaczyć na facebookowym profilu "Mordor Na Domaniewskiej". Pod hasłem "Magnesy z imionami Panie Areczku..." sprzedawca oferuje tam całą gamę magnesów, które zostały zaprojektowane w oparciu o zdjęcia Stanisława Derehajły.

I tak na stoisku znajdziemy magnesy z hasłami m.in.: "Pani Moniko, jakie wolne w Wigilię? Święta są co roku, jeszcze się Pani nasiedzi.", "Pani Oliwio, wprowadzamy czterodniowy tydzień pracy. W piątki pracuje Pani za darmo.", "Panie Michałku, w przyszłym miesiącu zmiana czasu, pracujemy godzinę dłużej." lub "Panie Mietku, ja dałem Panu pracę, a Pan do mnie o jakiejś umowie?". Jak widać na fotografii, każdy magnes kosztuje 8 zł.

"Kurier Poranny" dowiedział się, że polityk nigdy nie wyraził zgody na wykorzystanie swojego wizerunku na magnesach. W związku z tym, że jest on wykorzystywany w celach zarobkowych, sprawa trafi do sądu. "Rozmawiałem z prawnikami i zaczniemy kroki prawne przeciwko producentowi tych magnesów w związku z kradzieżą mego wizerunku. Ktoś przekroczył pewne normy i zarabia na moim wizerunku. Ja się na to nie godzę" - zaznaczył Derehajło w komentarzu dla pisma. Żartobliwie dodał, że producent mógł znaleźć jego lepsze zdjęcia.

Jeden z prawników, z którym skontaktował się "Kurier Poranny" stwierdził, że Stanisław Derehajło "jako radny i polityk jest osobą publiczną", ale sprzedaż jego wizerunku bez zgody jest "naruszeniem prawa do prywatności". Jak wyliczył, produkcja takiego magnesu to koszt ok. 1 zł, a sprzedawane są po 8 zł, co oznacza, że nawet po odjęciu marży sprzedawcy i podatku producent czerpie "wymierne korzyści" z produkcji tych magnesów.

Więcej o: