W zeszły weekend byłem w kinie na przeglądzie filmów anime. Gwoździem programu była kontynuacja cyberpunkowego hitu Ghost in the Shell w reżyserii Mamoru Oshii z 1995 roku, zatytułowana Innocence , czyli Niewinność . Pierwszy GITS odcisnął mocny ślad w piaskach popkultury - bez niego nie byłoby Matrixa braci Wachowskich. Kontynuacja z 2004 roku spotkała się z nieco chłodniejszym przyjęciem, choć niesłusznie - obok przepięknej strony artystycznej i wspaniałych scen akcji (bohaterami są członkowie tajnego oddziału bezpieki futurystycznej Japonii) dzieło Oshii'ego pełne jest niebanalnej pożywki umysłowej.
Innocence rozgrywa między innymi jeden z najważniejszych cyberpunkowych motywów, jakim jest pogarda dla mięsa . Nie chodzi rzecz jasna o wegetarianizm, ale o poczucie nieistotności ciała wobec potęgi umysłu i informacji (które zresztą w świecie GITS , gdzie ludzie podłączają internet bezpośrednio do mózgu, stają się coraz mniej odróżnialne). To właśnie tak krucha i ułomna skorupa, ten worek krwi i kości sprawia, że jesteśmy śmiertelni; umysł będzie żył tyle, co jego nośnik. Cyberpunk wyraża tu fantazję transhumanistyczną (do czego jeszcze nieraz wrócę): chęć zmiany tego nośnika, czy to przez wymianę mięsa na plastik i metal cyborga, czy też digitalizację i przepisanie świadomości w nieśmiertelną sieć komputerową.
To tylko wyraz dużo starszej obsesji, która ujawniła się wraz z pojawieniem wynalazku fotografii. Popularne stały się wówczas rodzinne fotografie ze zwłokami bliskich (zwyczaj odmalowany w filmie Inni z Nicole Kidman ), co miało oszukać śmierć, zatrzymać ich przy sobie dłużej: pamięć ginie szybciej niż fotografia. Dla nas, wychowanych w epoce nasycenia mediami, wywoływanie cyfrowych duchów nie jest niczym dziwnym. Jak ujął to William Gibson w eseju Umarły mówi :
Kiedy włączamy radio w nowojorskim pokoju hotelowym i słyszymy Elvisa śpiewającego Heartbreak Hotel , rzadko uderza nas osobliwość tej sytuacji: oto martwy człowiek śpiewa.
Nie dziwi nas nawet, że martwy człowiek gra w filmie, ba, nawet tym nakręconym już po jego śmierci, jak Kruk dokończony po tragicznym wypadku Brandona Lee . Ale wciąż przechodzą mnie ciarki, gdy spotykam martwych ludzi w internecie. Nagrania muzyczne, telewizja, fotografia, to wszystko jest ujęte w nawias, podpisane przeszłość i schowane do szuflady. Internet to żywy organizm, te wszystkie fora, grupy dyskusyjne, cały ten zgiełk 2.0. Forumowy czy blogowy wpis nie ma daty ważności, jest odbierany nie jako przeszłość , ale teraźniejszość (teraz czytam, więc dzieje się teraz - tak muszą rozumować internauci, którzy ciągle zostawiają mi komentarze pod blogonotkami sprzed dwóch lat).
Kiedy umiera ktoś usieciowiony, internet tego nie zauważa. Wiedzą o tym znajomi i przyjaciele, pojawia się gdzieś post ze smutną wiadomością, ascii-artowe świeczki, wątki o zrzutce na kwiaty; ale dla internetu nic się nie stało. Prowadzona jeszcze kilka dni (miesięcy, lat...) wcześniej dyskusja wisi sobie w najlepsze; jakiś gapa może wyrwie się z odpowiedzią na post czy komentarzem na blogu. Nieświadomy nie tylko tego, że oto martwy człowiek pisze , ale i że on sam rozmawia z cyfrowym duchem.
Michał R. Wiśniewski ( mrw.blox.pl )
Cyber Czwartek to cykl cotygodniowych felietonów poświęconych dawnym wizjom przyszłości i temu, jak (i czy!) spełniły się w naszym nowoczesnym świecie. Autor,
, jest publicystą i blogerem specjalizującym się w fantastyce oraz japońskiej popkulturze.