Rewolucja na Białorusi jest w pełnym rozkwicie. Po kontrowersyjnych wyborach prezydenckich setki tysięcy ludzi od kilku dni wychodzi na ulice, protestując przeciwko Aleksandrowi Łukaszence. Historyk i ekspert ds. Europy Wschodniej, Karl Schlögel, mówi o "procesie scalania narodu". To "wielka europejska chwila, ale w Niemczech poświęca się jej zbyt mało uwagi", powiedział Schlögel w wywiadzie dla DW. Jak zauważa, na znak poparcia ruchu Black Lives Matter na ulice wyszły tysiące Niemców. W kwestii Białorusi Niemcy zostali w domu.
Faktycznie w Berlinie od kilku dni odbywają się odosobnione protesty, ale zazwyczaj na raz gromadzą one nie więcej niż 100 uczestników, głównie berlińczyków z Białorusi.
Podczas gdy na niemieckich ulicach nie widać solidarności, niemieccy politycy powoli zaczynają wychodzić z cienia. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier zwrócił się do mieszkańców Białorusi na specjalnie nagranym przesłaniu wideo. - Ludność tego od dawna cierpiącego, ale dumnego kraju zasługuje na naszą solidarność i wsparcie - powiedział i zwrócił się bezpośrednio do Łukaszenki. Podkreślił, że "nie powinien opierać się on na przemocy, ale na dialogu". Jednocześnie zaapelował do wojska, które do tej pory stało u boku prezydenta, o powstrzymanie się od użycia przemocy wobec demonstrantów.
Kanclerz Angela Merkel odezwała się do tej pory tylko ustami swojego rzecznika, Steffena Seiberta: "Ci ludzie powinni wiedzieć, że Europa stoi po ich stronie i będzie bardzo uważnie przyglądać się temu, jak są traktowani".
Seibert potwierdził, że rząd niemiecki kontaktował się z opozycjonistką Swiatłaną Cichanouską. Nie odpowiedział jednak na pytanie w jakiej formie, "bo to nie służy sprawie".
Berlińscy eksperci uważają, że powściągliwość polityków to właściwa reakcja. Ochrona praw człowieka jest bardzo ważna, "jednakże obecnie zdecydowanie odradzam aktywną ingerencję UE" - powiedziała Olga Dryndova z Centrum Badawczego Europy Wschodniej na Uniwersytecie w Bremie. Jej zdaniem wszystkie strony muszą pozwolić krajowi na samodzielne kształtowanie tego procesu. - Na demonstracjach prawie nie widać flag europejskich, to przede wszystkim białoruska rewolucja - powiedziała politolożka, dodając, że głównym żądaniem protestujących były wolne wybory, dlatego tak ważne było moralne poparcie Zachodu.
- Ludzie, którzy wychodzą na ulice w Mińsku, na razie nie mają w swoim programie geopolityki - zwraca uwagę Jörg Forbrig, ekspert ds. Europy Wschodniej z German Marshall Fund. Nie chodzi przy tym o wybór Europa czy Rosja. Ludzie po prostu chcą być rozsądnie traktowani przez swoje państwo. - Szybka reorientacja lub nowy wybór między Zachodem a Rosją przyniosłaby efekt przeciwny do zamierzonego - twierdzi politolog.
Forbrig uważa, że porównania dotyczące dzisiejszej sytuacji geopolitycznej a rewolucją na Ukrainie w 2014 roku są błędne, podobnie jak porównania z przewrotami w Europie Środkowej i Wschodniej w 1989 roku. W 1989 roku istniała "zupełnie inna sytuacja geopolityczna". Rola USA również jest dziś inna. - Tym razem USA są w zasadzie nieobecne, podczas gdy UE zareagowała stosunkowo szybko - powiedział Forbrig. Kilka dni po wyborach UE zwołała Radę Ministrów Spraw Zagranicznych, a wkrótce ma się odbyć szczyt UE w sprawie sytuacji na Białorusi.
W przeciwieństwie jednak do sytuacji geopolitycznej można doszukać się pewnych analogii do wewnętrznej dynamiki politycznej na Białorusi w porównaniu z 1989 rokiem. - Na manifestacjach 7 października 1989 roku w Berlinie Wschodnim trzeba było jeszcze obchodzić 40. rocznicę powstania NRD, a tydzień później Honecker przeszedł do historii - wspomina Forbrig, odnosząc się do wymuszonej dymisji przywódcy NRD. A Wolfgang Thierse, były przewodniczący Bundestagu (SPD), komentuje: "Tak właśnie rodzi się rewolucja".
Ale jak potoczy się ta rewolucja? Wszystko jest możliwe, uważają eksperci. - Decydujące będzie to, co zrobi Putin - twierdzi Thierse. - Czy poprze Łukaszenkę, czy też ma mądrość i inteligencję Gorbaczowa i powie: "To nie ma sensu, musimy uwolnić ten kraj, umożliwić demokrację, a tym samym nowe partnerstwo między Białorusią a Rosją".
Jörg Forbrig z German Marshall Fund nie spodziewa się, by Rosja sięgnęła do radykalnych rozwiązań, takich jak interwencja wojskowa. - Rosja spróbuje innych sposobów na zachowanie wpływu na Białoruś, na przykład przy wyborze potencjalnych przyszłych kandydatów na następcę Łukaszenki - przewiduje Forbig.
Natomiast Karl Schlögel obawia się, że "na Białorusi może się jeszcze wydarzyć coś strasznego". Jego zdaniem Władimir Putin jest zdeterminowany, aby "pójść na całość, a my nie jesteśmy na to przygotowani".
Artykuł pochodzi z serwisu DW.com