Niemiecki dziennik przypomina w poniedziałek, że w czasie demonstracji przeciwko polityce rządu w Warszawie 20 stycznia br. policja użyła gazu łzawiącego wobec protestujących, uznając demonstrację za nielegalną.
Nie był to pierwszy raz, kiedy polscy policjanci agresywnie interweniowali przeciwko pokojowym demonstrantom
– pisze korespondent gazety Florian Hassel.
Dodaje, że tego rodzaju interwencje z wykorzystaniem gazu łzawiącego czy pałek teleskopowych są częste „zwłaszcza od czasu protestów kobiet przeciwko faktycznemu zakazowi aborcji, wydanemu jesienią 2020 roku przez kontrolowany przez partię Trybunał Konstytucyjny”.
Jak relacjonuje Hassel, eksperci polskiego Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) stwierdzili w raporcie z 11 stycznia tego roku, że policja regularnie narusza prawo i stosuje przemoc. „Nie powstrzymuje się nawet wobec parlamentarzystów” – pisze niemiecki dziennikarz, przypominając o użyciu gazu łzawiącego wobec posłanki Barbary Nowackiej kilka miesięcy temu. Opisuje też użycie nieumundurowanych funkcjonariuszy Biura Operacji Antyterrorystycznych w czasie demonstracji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przed Sejmem i interwencję policji na terenie Politechniki Warszawskiej w listopadzie ub. roku.
Polska policja jest zorganizowana centralnie. Jej komendant główny w randze generała podlega ministrowi spraw wewnętrznych Mariuszowi Kamińskiego, który jest zaufaną osobą faktycznego szefa polskiego rządu Jarosława Kaczyńskiego
– pisze Hassel.
Przypomina, że w marcu 2015 roku Mariusz Kamiński został skazany przez sąd na trzy lata więzienia za przekroczenie uprawnień.
Może on pełnić swoją publiczną funkcję tylko dlatego, że jego kolega partyjny, prezydent Andrzej Duda ułaskawił go w listopadzie 2015 roku przed ostatecznym zakończeniem postępowania karnego. Było to sprzeczne z prawem, jak orzekł bez konsekwencji jeszcze niezawisły wówczas polski Sąd Najwyższy
– pisze dziennikarz „Süddeutsche Zeitung”. Odnotowuje też, że w sobotę Duda pochwalił w telewizji TVN24 „niezwykle profesjonalne” podejście polskiej policji.
Jak pisze Hassel, zdaniem prawników, to nie protesty są nielegalne, ale postępowanie policji i rządu, bo rozporządzenia zakazujące masowych zgromadzeń w czasie pandemii koronawirusa są sprzeczne z konstytucją. Gwarantowane przez nią prawo do zgromadzeń i demonstracji może być ograniczone tylko ustawą, a takiej ustawy nie ma – cytuje niemiecki dziennikarz opinie prawników.
„Nieproporcjonalna przemoc polskiej policji nie jest problemem dopiero od czasu interwencji przeciwko protestom rządowym” – zastrzega Hassel. Powołuje się też na raport Komitetu Rady Europy ds. zapobiegania torturom z 28 października ub. roku, według którego od lat można zauważyć poważne i trwałe i systemowe nieprawidłowości szczególnie podczas zatrzymań.
Niemiecki dziennik odnotowuje, że według sondażu Ibris z listopada ub. roku tylko 44 procent Polaków ufa policji, o 20 procent mniej niż trzy lata wcześniej.
Hassel zastrzega, że wielu komendantów nie zgadza się na rolę policji jako „bijącego ramienia partii” i już na początku września byli komendanci policji zaapelowali do funkcjonariuszy, by nie pozwolili się dłużej wykorzystywać. Ale – jak dodaje – skrupuły uciszono pieniędzmi. Pod koniec lipca ub. roku rząd przyjął bowiem ustawę, która wprowadziła obok już wcześniejszych podwyżek wynagrodzeń, nadzwyczajne premie i inne korzyści dla doświadczonych policjantów.
„Policja, prokuratura i służby specjalne próbują też zniechęcić Polki do nowych protestów” – donosi Hassel. Informuje o projekcie przepisów, umożliwiających policji „kasowanie na miejscu kar za udział w rzekomo nielegalnych protestach”, a prokuraturze prowadzenie postępowania przeciwko organizatorom protestów na podstawie artykułu 165 Kodeksu karnego, który przewiduje do ośmiu lat więzienia za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia innych.