Czechy. Niebezpieczne tory. "Stale chodzi o tę samą przyczynę"

W zderzeniu pociągów na trasie Monachium-Praga życie straciły trzy osoby. To kolejna katastrofa na czeskich torach, na których zdaniem ekspertów brakuje niezbędnych zabezpieczeń technicznych. I nieprędko się tam pojawią.
Zobacz wideo Burza uszkodziła przejazd kolejowy, policjanci zauważyli nadjeżdżający pociąg

W środę 4 sierpnia tuż po ósmej rano na jednotorowym odcinku trasy między Domażlicami a Pilznem zderzył się jadący z Monachium do Pragi "Zachodni ekspres" ze zmierzającym w przeciwnym kierunku RegioSharkiem - czeską wersją składu Link II z bydgoskiej PESY. Do katastrofy doszło w pobliżu wsi Milavcze, 20 km od granicy z Bawarią.

Zginęli obaj maszyniści oraz pasażerka pociągu regionalnego, kilkadziesiąt osób odniosło rany, stan pięciu z nich jest poważny. Inspekcja Kolejowa ocenia straty materialne na ponad 100 milionów koron (4 miliony euro). Według Kolei Czeskich (CzD) ruch pociągów na trasie Praga-Monachium będzie wstrzymany prawdopodobnie aż do piątkowego wieczora.

Czechy. Zderzenie pociągów i pośpiech ministra

Nie minęła nawet godzina, gdy czeski minister przemysłu i handlu Karel Havlíczek zakomunikował na Twitterze, że "na mijance Radonice w powiecie domażlickim pociąg Ex-251 przejechał semafor w pozycji stop i zderzył się z składem osobowym".

Byłego szefa Inspekcji Kolejowej Romana Sziguta zdziwiło, że minister już wie, co było przyczyną zderzenia: - Ja bym poczekał przynajmniej na oświadczenie Inspekcji Kolejowej i byłbym bardzo ostrożny w wydawaniu jakichkolwiek werdyktów - powiedział czeskiemu dziennikowi "Hospodárzské noviny".

Kolizja pod Domażlicami nie była pierwszą katastrofą w tym roku, w której zginęli ludzie. Jedna osoba zmarła, a jedna została ranna, gdy 4 kwietnia zderzyły się pociągi towarowe spółek Orlen Unipetrol Doprava i CzD Cargo koło miejscowości Svietec, około 20 km na zachód od Uścia nad Łabą.

Fala za falą

- Z wypadkami na czeskich kolejach jest w kółko tak samo - stwierdził Szigut, komentując środową katastrofę. - Stale chodzi o tę samą przyczynę, czyli niedostateczne zabezpieczenie linii kolejowych - wyjaśnił.

- To, co się teraz stało, oczywiście nie jest żadnym przypadkiem - mówił tej samej gazecie niemal dokładnie przed rokiem. Wtedy, 7 lipca 2020 roku, pod Perninkiem koło Karlowych Warów na zachodzie Czech zderzyły się dwa pociągi, zginęły dwie osoby, 24 zostały ranne. A tydzień później, 14 lipca, koło Czeskiego Brodu pod Pragą podmiejski CityElefant najechał na stojący skład pocztowy. Maszynista pociągu osobowego poniósł śmierć, 35 osób odniosło rany.

- Taka sama fala była i w minionym roku na wiosnę, i latem 2015 roku - dodał Szigut w rozmowie z 2020 roku. Powodów jest jego zdaniem więcej, poczynając od braku zabezpieczeń technicznych, poprzez redukcję liczby kontrolerów, aż po luzowanie przepisów, którego celem jest zwiększenie płynności jazdy pociągów.

Największe katastrofy w Czechach

Najtragiczniejszą katastrofą na czeskich torach było zderzenie dwóch pociągów osobowych wieczorem 14 listopada 1960 roku półtora kilometra od stacji Steblová między Hradcem Kralowe a Pardubicami, po którym doszło do pożaru. Rozżarzony węgiel wysypał się z paleniska parowozu, który prowadził jeden skład i zapalił olej napędowy wyciekający ze spalinowej lokomotywy drugiego pociągu. Zginęło 118 osób, 110 zostało zranionych.

W XXI wieku do największej katastrofy doszło 8 sierpnia 2008 roku, kiedy tuż przed jadącym z Krakowa do Pragi ekspresem EC Comenius runął remontowany most. Do wypadku, w którym życie straciło 8 osób, a 95 zostało rannych, w tym 13 ciężko, wcale by nie doszło, gdyby nie dziesięciominutowe spóźnienie pociągu.

Od 2001 roku było w Czechach 18 katastrof kolejowych, w których zginęła więcej niż jedna osoba. Trzy razy ich przyczyną było zderzenie dwóch pociągów. Najczęściej jednak były to kolizje na przejazdach - z reguły z samochodami osobowymi, ale raz z ciężarówką i raz z autobusem. W jednym wypadku zginęli dwaj młodzi ludzie, którzy szli po torach. Łącznie te katastrofy kosztowały życie 60 ludzi.

Gęsta sieć, niestrzeżone przejazdy

W Czechach przypada 119 metrów torów kolejowych na jeden kilometr kwadratowy. W Europie, nie licząc miniaturowych państw-miast, jedynie w Szwajcarii jest gęściej: 137 metrów. W Niemczech ten wskaźnik wynosi 94 metry, w Polsce - 61,5.

9377 kilometrów czeskich torów przecinają 7784 przejazdy drogowe. Na niemal co drugim z nich jedynym ostrzeżeniem jest znak drogowy, krzyż św. Andrzeja. Na pozostałych są jeszcze światła. Szlabany znajdują się jedynie na co piątym przejeździe.

Ten problem dotyczy jednak nie tylko Republiki Czeskiej. - Sytuacja w Czechach nie jest dużo gorsza niż w Niemczech. Także i u nas jest wiele przejazdów bez szlabanów - powiedział w rozmowie z bawarską telewizją BR24 Lukas Ifflaender, wiceprezes niemieckiego stowarzyszenia podróżnych Pro Bahn.

Drogie bezpieczeństwo

Głównym problemem na czeskich torach jest zdaniem niemieckiego eksperta brak zabezpieczeń przed kolizjami pociągów. Chodzi o urządzenia, które automatycznie zatrzymywałyby pociąg przed przeszkodami, czy przynajmniej po przekroczeniu semafora ustawionego w pozycji Stop.

Z grubsza tak właśnie działa kilkupoziomowy European Train Control System (ETCS), czyli Europejski System Sterowania Pociągiem, który ma być stopniowo wprowadzony w całej Unii. Jego celem jest przede wszystkim zwiększenie bezpieczeństwa, ale też poprawa płynności ruchu na kolei.

ETCS wymaga jednak ogromnych inwestycji zarówno w infrastrukturę, jak i w pojazdy. Oraz czasu. W Niemczech ma objąć całą sieć dopiero w 2035 roku i kosztować 30 miliardów euro, w Czechach potrwa to jeszcze pięć lat dłużej i pochłonie według ministra Havlíczka 120-140 miliardów koron (4,7 do 5,5 miliardów euro). A Ifflaender mówi nawet o 7,5 miliardach euro.

Jeszcze 20 lat

Obecnie ETCS działa na 569 kilometrach czeskich torów. Najdłuższy objęty nim odcinek to ponad 200-kilometrowa trasa z leżącego około 70 km na wschód od Pragi Kolina do Brzecławia u zbiegu granic z Austrią i Słowacją.

Do 2025 roku ma system zostać zainstalowany na wszystkich liniach czeskiej sieci szkieletowej, czyli objąć brakujące jeszcze odcinki: z Pragi do Kolina oraz z Brna przez Ostrawę do Polski, a także z Pragi przez Dieczín do Niemiec.

Gdyby na trasie z Domażlic do Pilzna ETCS już działał, w środę do katastrofy by nie doszło. Pojawi się tam jednak dopiero w 2029 roku. Przedtem trasa zostanie zmodernizowana, zbudowany zostanie drugi tor, a maksymalna prędkość pociągów wzrośnie z 80 do 200 km/h.

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle. 

 
Więcej o: