Unia Europejska, która jeszcze przed dekadą całkowicie ufała nieskrępowanej globalizacji i wolnemu handlowi, od paru lat poszukuje sposobów, by również za pomocą publicznych pieniędzy utrzymać się w gronie liderów przemysłowych. A także chronić się przed naciskami np. ze strony Chin lub przed niezawinionymi zakłóceń w strategicznych łańcuchach dostaw.
Przykładowo, Bruksela od 2017 r. promuje badania i produkcję w Europie baterii do samochodów elektrycznych.
Z kolei dzisiaj (08.02.2022) Komisja Europejska ogłosiła - zakrojony na znacznie większą skalę -
"Chips Act", czyli pakiet rozwiązań, których celem jest zwiększenie rozwoju i produkcji czipów półprzewodnikowych w UE.
- Dołożymy wszelkich starań, by zabezpieczyć cały łańcuch dostaw i uniknąć przyszłych wstrząsów dla gospodarki UE podobnych do obecnego niedoboru czipów. Inwestując w przyszłe pionierskie rynki i przywracając równowagę w globalnych łańcuchach dostaw, umożliwimy utrzymanie konkurencyjności przez przemysł unijny. To będzie też tworzenie dobrych miejsc pracy - powiedział dziś Thierry Breton, komisarz UE ds. przemysłu.
Choć Francuz lubi posługiwać się - podobnie jak prezydent Emmanuel Macron - hasłami unijnej suwerenności również w odniesieniu do strategicznych branż przemysłu, w przypadku czipów owa suwerenność nie ma oznaczać samowystarczalności. Celem Brukseli jest bowiem podwojenie - do 20 proc. w 2030 roku - obecnego udziału UE w globalnym rynku czipów, czyli powrót do stanu sprzed ćwierćwiecza, gdy czipy nie miały tak ogromnego znaczenia.
Obecnie są częściami wszelkich produktów z funkcjami cyfrowymi - od smartfonów i samochodów po kluczowe rozwiązania i elementy infrastruktury wykorzystywane w opiece zdrowotnej, w sektorze energii czy komunikacji.
Bruksela liczy na zmobilizowanie 41 mld euro publicznych pieniędzy na sfinansowanie celów "Chips Act". Ważnym punktem tej inicjatywy jest zapowiedź, że Komisja Europejska będzie zgadzać się na - zwykle zwalczaną jako zaburzenie dla wolnego rynku - pomoc publiczną (subsydia rządowe, ulgi podatkowe) przeznaczaną na rozwój technologii czipowych oraz ich produkcję na terenie UE.
- Po prostu nie możemy przegapić globalnego wyścigu o mikroprocesory. Jeśli chcemy, by cyfrowa i ekologiczna transformacja stała się w UE rzeczywistością, musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by nasz przemysł działał bez zakłóceń spowodowanych zależnością od państw trzecich i globalnymi niedoborami. Dlatego z zadowoleniem przyjmujemy "Chips Act" - mówiła we wtorek czeska europosłanka Martina Dlabajova, która pilotuje ten temat w Parlamencie Europejskim. Część pakietu "Chips Act" musi być jeszcze zatwierdzona przez europosłów i przez unijne rządy w Radzie UE.
Obecnie około połowy wszystkich mikroprocesorów na świecie i do 95 proc. najbardziej zaawansowanych pochodzi z Tajwanu, choć - to pokazuje złożoność łańcuchów dostaw - rynek maszyn do produkcji tych czipów jednocześnie jest zdominowany przez firmy unijne. Niedobory czipów, które w ubiegłym roku uderzyły m.in. w przemysł samochodowy w Niemczech, były skutkiem odradzania się popandemiczniego popytu na świecie znacznie mocniej niż przewidzieli to producenci. Jednak mocne uzależnienie Europy od tych strategicznych produktów z Azji jest w Brukseli oceniane jako tym groźniejsze, że pogarsza się również stan bezpieczeństwa w części Azji, gdzie produkuje się czipy.
Ewentualne zagrożenie wojenne ze strony Chin albo nawet "tylko" blokada eksportu z Tajwanu byłaby teraz tragedią dla przemysłu UE. I stąd potrzeba zwiększania mocy produkcyjnych w UE. Tyle że budowa jednej nowoczesnej dużej fabryki czipów zajmuje kilka lat i pochłania około 20 mld dolarów. Ale już dziś Komisja Europejska położyła na stole wytyczne co do śledzenia wąskich gardeł w dostawach czipów oraz doraźnego, kryzysowego reagowania na ich wielkie niedobory nawet - tak stało się już w przypadku szczepionek w zeszłym roku - poprzez wprowadzenie monitoringu i limitowanie eksportu poza UE.
- Z kontrolą eksportu musimy być bardzo ostrożni, ale będziemy nimi dysponować jako środkiem ostatecznym - tłumaczyła dziś Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej.
Zapowiedź legalnych "manipulacji" rynkowych na rzecz wzmacniania przemysłu czipowego w Europie sprawia, że niektóre mniejsze państwa UE obawiają się, że zostaną ograne przez większych członków Unii. Lękają się, że stolice UE - choć Komisja Europejska powinna temu zapobiegać - będą ze sobą konkurować w taki sposób, że te z największymi budżetami krajowymi, czyli Niemcy, Francja i Włochy, przebiją inne w walce o budowę fabryk, które mogłyby zostać wybudowane i bez wsparcia UE.
Obecnie kraje UE mocno zabiegają o inwestycje Intela, który zobowiązał się do zainwestowania 20 mld dolarów w produkcję czipów w Europie, przy czym sama fabryka najprawdopodobniej trafi do Niemiec.
Twardym graczem w wyścigu o udział w inwestycjach w chipy jest też Holandia. Polska zaś była zadowolona z unijnej strategii na rzecz baterii samochodowych, a i teraz liczy na to, że uda jej się coś wygrać na polu czipów.
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle