W ostatnich tygodniach w Australii trwają pożary buszu. Płonęły między innymi zarośla w Nowej Południowej Walii, około 400 kilometrów na północ od Sydney. To tam znajdują się główne lęgowiska koali w regionie. BBC podaje, że w pożarach zginęło co najmniej 350 zwierząt. Z kolei z ustaleń Australian Koala Foundation wynika, że koali mogło zginąć nawet tysiąc, co stanowi połowę całej populacji zwierząt w Port Macquarie.
Po tragicznych w skutkach pożarach australijskiego buszu media obiegło m.in. wstrząsające nagranie, na którym widać Toni Doherty - kobietę, która zauważyła na poboczu drogi poparzoną koalę i ruszyła jej z pomocą, nie zważając na szalejący w okolicy pożar. Kamery zarejestrowały, jak zdejmuje z siebie bluzkę, by okryć poparzone zwierzę, a następnie podaje mu wodę. Ratowana przez nią koala przeraźliwie krzyczy i wydaje z siebie dźwięki przypominające płacz dziecka. - Nigdy wcześniej nie słyszałam koali. Nie zdawałam sobie sprawy, że one potrafią tak płakać. To był widok rozdzierający serce. Wyszedł na drogę prosto z płomieni. Wiedziałam, że muszę pomóc tak szybko, jak to tylko możliwe - komentowała później w rozmowie z news.com.au.
>>> Nagranie, na którym widać akcję ratunkową zwierzęcia, można zobaczyć poniżej:
Po pożarach australijskiego buszu w mediach pojawiły się niepokojące informacje, że strawienie przez ogień siedlisk koali sprawiło, iż można je już uznać za gatunek "funkcjonalnie wymarły" (doniesienia na ten temat przekazała Australian Koala Foundation, która o funkcjonalnym wymarciu koali informowała już wcześniej, przed pożarami). Czym jest "funkcjonalne wymarcie"? Chodzi o sytuację, w której zwierząt w naturalnym środowisku jest tak mało, że nie zdołają wychować w warunkach naturalnych kolejnego pokolenia. Tym samym gatunek przestaje pełnić swoją rolę w ekosystemie.
Eksperci od genetyki dementują jednak te doniesienia, uspokajając, że choć sytuacja koali staje się coraz bardziej dramatyczna, to na szczęście nie można nie można jeszcze mówić o "funkcjonalnym wyginięciu" gatunku.
- Nie uważam, by koala funkcjonalnie wyginęły. Przynajmniej na razie - powiedziała Rebecca Johnson z Muzeum Australii w rozmowie z portalem CNet, przyznając jednocześnie, że pożary z pewnością będą miały wpływ na populację gatunku.
W podobnym tonie wypowiada się Christine Adams-Hosking z Uniwersytetu w Queensland. Jak wskazuje, żeby mówić o "funkcjonalnym wymarciu" koali, należy dysponować dokładnymi danymi na temat ich populacji - podaje CNet. Tymczasem wciąż nie wiadomo, ile dokładnie zwierząt żyje w naturalnym środowisku w Australii - według szacunków naukowców może ich być więcej niż 80 tysięcy (żyją na terenie Queensland, Nowej Południowej Walii, Południowej Australii i Australijskiego Terytorium Stołecznego). Żeby stwierdzić, czy koale wymarły, trzeba więc poczekać na wyniki badań naukowców. Dr Jacquelyn Gill z Uniwersytetu w Maine zamieściła z kolei na Twitterze wpis, w którym zasugerowała, że dramatyczne określenia dotyczące wymarcia koali mogą być stosowane na wyrost przez organizacje non-profit, które zbierają środki na odbudowanie populacji. Jedną z nich jest właśnie Australian Koala Foundation.
Naukowcy wskazują, że niezależnie od doniesień na temat "funkcjonalnego wymarcia" koali, gatunek wymaga specjalnej ochrony i pomocy ze strony człowieka. Jest objęty całkowitą ochroną od 1927 roku. Koalom oprócz pożarów zagrażają także zmiany klimatyczne i masowe wycinki eukaliptusów, na których żyją.