Szalejące od miesięcy pożary na wschodnim wybrzeżu Australii spowodowały powstanie ogromnej chmury dymu, która z czasem zaczęła przesuwać się nad Pacyfikiem. W okolicach 1 stycznia chmura pyłu dotarła nad Amerykę Południową. W komunikacie amerykańskiej agencji kosmicznej napisano, że przewiduje się, że chmura wykona co najmniej jedno pełne okrążenie wokół Ziemi.
Chmura Pirokumulonimbus wznosi dym i popiół na wysokość nawet 17 kilometrów. Jego dynamika przypomina chmury burzowe, chociaż nie pojawiają się tu żadne opady. Gdy Pirokumulonimbus wszedł w stratosferę, zaczął przemieszczać się na tysiące kilometrów od źródła powstania zadymienia.
Trasa przemieszczania się chmury pyłu/NASA fot. NASA.com
NASA śledzi przemieszczanie się chmury za pośrednictwem satelity NASA-NOAA, która dostarczyła unikalnych informacji dotyczącej trasy Pirokumulonimbusa. 8 stycznia chmura pyłu została zaobserwowana "w połowie Ziemi", przecięła Amerykę Południową i ponownie kieruje się w stronę Australii. Według naukowców chmura zrobi co najmniej jedno pełne okrążenie.
Naukowcy z NASA ostrzegają, że chmura pyłu może wpływać na warunki atmosferyczne, a przede wszystkim na pogorszenie się jakości powietrza. Najbardziej zagrożona dymem z australijskich pożarów jest Nowa Zelandia. Chmura dymu uwieczniona została także przez astronautę: Luca Paramitano za pośrednictwem Twittera opublikował fotografie chmury widzianej z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.