"Daj kosza śmieciom" to ekologiczny cykl redakcyjny Gazeta.pl. Nie będzie on jednak tylko zwykłym poradnikiem. Zależy nam na dialogu z naszymi czytelnikami – chcemy, abyście opowiedzieli nam, jak segregujecie śmieci, co Was motywuje, a co irytuje. To właśnie komentarze i historie użytkowników Gazeta.pl będą siłą napędową naszych tekstów. Chcesz podzielić się swoja opinią? Napisz do naszego autora Patryka Strzałkowskiego: patryk.strzalkowski@agora.pl. Najciekawsze teksty opublikujemy na stronie Gazeta.pl
W ubiegłym tygodniu otrzymałem od spółdzielni mieszkaniowej list z informacją, że od maja mój czynsz wzrośnie o ponad 60 zł. To największa jednorazowa podwyżka od 20 lat. Spółdzielnia tłumaczy, że to nie jej wina. Po prostu miasto w "drastyczny sposób" podniosło opłaty za wywóz śmieci.
Jak rozumiem, ta podwyżka stanowi nagrodę za to, że kilka miesięcy temu wydzieliłem w swoim mieszkaniu przestrzeń na pięć kubłów, do których wyrzucam segregowane odpady. Zresztą, na każdym kroku czuję się "zachęcany" i "inspirowany" do tego, aby bardziej troszczyć się o środowisko. Najbardziej "inspiruje" mnie do tego straszenie karami i odpowiedzialnością zbiorową. Co z tego, że ja segreguję? Jeśli mój sąsiad z bloku tego nie robi, to i tak karę zapłacimy wszyscy. W naszym kraju to standard. Wiadomo przecież, że łatwiej straszyć, grozić i wlepiać mandaty niż edukować.
Na moim osiedlu śmieci segreguje jakieś 20 procent mieszkańców. Za każdym razem, gdy tułam się do śmietnikowej altany obładowany workami z plastikiem, szkłem, papierem i odpadami bio, czuję się jak frajer. Ekologiczny frajer, ale nadal frajer. W altanie zazwyczaj panuje totalny chaos i bałagan. Śmieci we wszystkich kontenerach są zmieszane. Szczególnie pod koniec tygodnia, gdy góry odpadów piętrzą się także wokół kontenerów. Płacimy więcej za wywóz śmieci, ale w żaden sposób nie przekłada się to na ich częstszy odbiór. Pytam więc, za co i dlaczego mam płacić jeszcze więcej?
Żeby było zabawniej, jakaś "mądra głowa" z mojej spółdzielni mieszkaniowej wpadła na genialny pomysł. Kontenery na odpady zmieszane trzymane są w altanie zamykanej na klucz, a kontenery na odpady segregowane są dostępne dla wszystkich. Za każdym razem, gdy ktoś zapomina klucza od altanki, wrzuca worek z śmieciami zmieszanymi do kontenerów na odpady segregowane, bo oczywiście nie chce mu się wrócić do domu po klucz.
Jako społeczeństwo jesteśmy kompletnie nieprzygotowani na segregację śmieci. Lubimy opowiadać o tym, jak to wygląda w Niemczech, Szwecji czy Norwegii, ale zapominamy o tym, że te kraje nie stały się proekologiczne z dnia na dzień. Ludzie segregują tam śmieci, bo wcześniej zostali tego nauczeni - już jako dzieci. Istnieją tam również systemy zachęt. W sklepach dostępne są np.. butelkomaty, za korzystanie z których klienci są nagradzani zniżkami na kolejne zakupy. Edukacja i realne zachęty na dłuższą metę zawsze będą skuteczniejsze od straszenia karami i mandatami.
Brakuje nam nie tylko edukacji, ale i odrobiny logiki oraz zdrowego rozsądku. Sam fakt, że dosłownie co chwilę muszę sięgać do internetowych poradników, aby sprawdzić czy dany odpad powinienem wrzucić do kubła brązowego czy też zielonego, pokazuje, że z tym całym systemem segregacji jest coś nie tak. Miało być prosto i intuicyjnie, a panuje chaos i ogólna dezinformacja.
W jednym miejscu czytam, że skorupki po jajkach powinienem wrzucać do pojemnika na odpady bio, w innym, że powinny one trafić do pojemnika z odpadami zmieszanymi. Podobno zależy do od decyzji lokalnych władz, bo w niektórych miastach instalacje do przerobu bioodpadów na kompost nie są przystosowane do skorupek jak. Przecież to absurd. Monty Python w najczystszej postaci.
Na koniec pytanie: Dlaczego zwykłych obywateli straszy się podwyżkami i karami za brak segregacji śmieci, ale nikt nie weźmie się za największych śmieciarzy, czyli koncerny, które na każdym kroku zasypują nas tonami plastiku i innych odpadów? Odpowiadam: Nie wiem, choć się domyślam...
Ciebie też denerwuje chaos związany z segregacją śmieci?