Według szacunków Lasów Państwowych dąb Chrobry zaczął kiełkować około 1250 roku. Znajdujące się w pobliżu miejscowości Piotrowice na terenie Nadleśnictwa Szprotawa drzewo przetrwało najazdy Krzyżaków, zabory i dwie wojny światowe. Niestety w 2014 roku dąb został podpalony.
Nieujęty dotąd sprawca podłożył ogień do wydrążonej dziupli znajdującej się w dolnej części dębu. Ogień bardzo szybko objął całe drzewo. Leśnicy mówili, że Chrobry palił się jak pochodnia. Mimo szybkiej akcji gaśniczej opalona została zewnętrzna i środkowa część drzewa.
Początkowo dąb Chrobry wypuszczał liście na 1/4 konarów. Od 2014 roku leśnicy próbowali więc ratować drzewo. Niestety, zniszczenia wywołane przez pożar i choroby, które zaatakowały dąb, z roku na rok siały coraz większe spustoszenie. W 2020 roku po raz pierwszy od 750 lat na drzewie nie pojawił się żaden liść. Chrobry nie zostanie jednak wycięty. Ma pozostać na swoim miejscu w takim stanie, w jakim jest obecnie.
"Dzięki staraniom leśników, m.in. poprzez pobranie zrzezów (ściętych pędów) i rozmnożenie wegetatywne, było możliwe wyhodowanie potomków "Chrobrego". W 2019 r. szprotawscy leśnicy, w cieniu znanego w całej Polsce pomnika przyrody, posadzili pięciu potomków dębu" - napisano w komunikacie Lasów Państwowych.