Władze stanu Oregon rozszerzyły zakres ewakuacji, który obecnie obejmuje około 2000 mieszkańców, w dużej mierze wiejskiego obszaru jezior i dzikiej przyrody. Jak podała agencja Associated Press, w pożarze, który trawi południe stanu, spłonęło co najmniej 67 domów i 100 budynków gospodarczych, a tysiące kolejnych są zagrożone.
Przedstawiciele służb podkreślają, że walkę z żywiołem utrudnia przede wszystkim silny wiatr. - Zmienne podmuchu wiatru podsycały ogień i stwarzał niebezpieczne warunki dla strażaków - powiedziała Sarah Gracey, rzeczniczka operacji przeciwpożarowej.
Ogień trawi nie tylko południe stanu - pożar w górach północno-wschodniego Oregonu rozrósł się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin do ponad 44 kilometrów kwadratowych. Pożary próbują opanować również strażacy z Kalifornii - nakaz ewakuacji wydano m.in. dla mieszkańców obszaru położonego na południe od jeziora Tahoe. Z kolei w miejscowości Markleeville spłonęły co najmniej dwa budynki.
Na zachodzie USA aktywnych jest obecnie około 70 pożarów.
Wzrost temperatury, a wraz z nim silniejsze fale upałów i zmiana wzorców pogodowych (jak bardziej intensywne, ale rzadsze opady) to przewidywane przez badaczy skutki globalnego ocieplenia.
To sprawia, że w dotkniętych nimi regionach zwiększa się zagrożenie pożarami. Na przykład w raporcie naukowym na zlecenie australijskiego rządu oceniono, że w wielu rejonach kraju ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza zwiększy intensywność pożarów o 25 proc., powiększy teren objęty pożarami o połowę i zmniejszy okres między pojawianiem się ognia.
W rejonach charakteryzujących się występowaniem pożarów, jak Kalifornia czy Australia, mogą być one groźniejsze niż wcześniej. Ekstremalna susza i upały pozwalają np. na powstawanie gigantycznych pożarów - pojedyncze osiągają nawet 500 tys. hektarów. Taka skala ognia jest nie do opanowania przez strażaków.