Kryzys klimatyczny daje ponure perspektywy. Oto cztery powody, by mimo wszystko być optymistą

Patryk Strzałkowski
Do końca szczytu COP26 jeszcze tydzień, ale już teraz można spodziewać się, że progres na nim - choć może być znaczący - wciąż nie wystarczy do zatrzymania kryzysu klimatycznego. Ale nawet wtedy trzeba pamiętać, że nie wszystko stracone. Dlatego piszemy o czterech powodach do optymizmu, które można mieć podczas i po zakończeniu szczytu w Glasgow.

Tydzień temu, tuż przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego COP26 w sześciu polskich miastach zawyły syreny. Alarm dla klimatu, zainicjowany przez Gazeta.pl i Koalicję Klimatyczną, miał ostrzegać przed skutkami kryzysu klimatycznego, które grożą nam w przypadku braku konkretnych działań w najbliższym czasie, w tym na szczycie w Glasgow. 

Pisaliśmy też o tym, dlaczego czasu zostało tak mało i jakie mogą być konsekwencje porażki w zatrzymaniu emisji gazów cieplarnianych.

Pierwszy tydzień COP26 przyniósł kilka ważnych deklaracji, ale obserwatorzy, szczególnie młodzi aktywiści i przedstawiciele najbardziej narażonych państw wciąż nie widzą wystarczających działań

Większość doniesień o stanie klimatu i postępie negocjacji - mówiąc delikatnie - nie napawa optymizmem. To samo w sobie jest niebezpieczne, bo strach i poczucie bezradności może prowadzić do zrezygnowania. A jedno jest pewne: jeśli zrezygnujemy z walki o bezpieczny klimat, to stracimy wszelkie szanse. Dlatego opisujemy cztery powody do optymizmu w czasie COP26 i po nim. Z ważnym zastrzeżeniem: optymizm nie oznacza tu, że wszystko samo się ułoży, lecz że mamy jeszcze szanse na wygraną - pod warunkiem, że nie zrezygnujemy z walki.

1. Zrobilibyśmy niezwykły postęp 

Młyny globalnej polityki klimatycznej mielą powoli - wciąż zbyt wolno, żeby zapewnić najlepsze szanse na zatrzymanie ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Jednak jeśli spojrzymy wstecz, to widać, że w ciągu ostatnich lat zrobiliśmy gigantyczny postęp. Zanim zaczęły się globalne negocjacje klimatyczne, których częścią jest szczyt COP26, świat mógł zmierzać ścieżką "spalamy wszystko, co mamy". Taka polityka doprowadziłaby do ocieplenia Ziemi o około 4 stopnie do końca wieku - czyli nieodwracalnej katastrofy.

W ramach globalnego procesu udało się ustalić cel zatrzymania ocieplenia na poziomie 2 stopni, a teraz powszechnie uznawaną granicą jest 1,5 stopnia. Konkretne plany poszczególnych państw także coraz bardziej zbliżają się do tego pułapu. Biorąc pod uwagę konkretne cele, przedstawione przed COP26, obecnie zmierzamy na poziom 2,7 stopnia. To wciąż fatalna wiadomość, ale nie są to apokaliptyczne 4 stopnie.

Co więcej, najnowsze plany, ogłoszone już w Glasgow, w tym deklaracje osiągnięcia neutralności klimatycznej przełożyłyby się na ścięcie wzrostu temperatury do poziomu 1,8 stopnia! Jeśli dojdą do skutku niektóre inicjatywy na rzecz przyspieszenia aktualizacji tych planów, to można mieć nadzieję, że w ciągu kilku lat plany klimatyczne wreszcie będą zgodne ze scenariuszem 1,5 stopnia.

Do tego pierwszego powodu do optymizmu trzeba postawić duże "JEŚLI". Ponieważ od samych planów i obietnicy emisje jeszcze nie spadają. Te pułapy wzrostu temperatury uda się osiągnąć tylko, jeśli te plany i obietnice będą rzeczywiście przekładane na konkretne decyzje i wprowadzane w życie. Niestety ta prognoza - że plany dają już efekt 1,8 stopnia - opiera się m.in. da deklaracjach neutralności klimatycznej w połowie wieku od takich państw jak Arabia Saudyjska czy Australia, które są - delikatne mówiąc - mało wiarygodne w tego typu obietnicach. Juan Pablo Osornio z Greenpeace powiedział, że Arabia Saudyjska czy Australia jak na razie nie pokazały żadnych konkretnych planów politycznych czy finansowych nakierowanych na osiągnięcie tych celów. - To tak, jakbym powiedział, że pewnego dnia przebiegnę maraton, choć teraz wcale nie trenuję biegania, ale i tak powtarzam, że jestem maratończykiem - powiedział. To, by owe obietnice zaczęły przekładać się na działania to gigantyczne zadane, które stoi przed nami.

2. Wiemy coraz więcej 

Wiedza o tym, że ludzkość zmienia klimat Ziemi, nie jest nowa. Same teorie dot. gazów cieplarnianych mają już sporo ponad 100 lat, zaś od pół wieku naukowcy ostrzegają nas przed tym, że zmiany klimatu już się dzieją. Jednak obecnie każdy rok przynosi nam coraz więcej bardzo szczegółowej wiedzy i coraz lepsze zrozumienie naszego systemu klimatycznego i czynników, które go zmieniają. Ta wiedza to siła - dzięki niej wiemy, jakie działania powinniśmy podejmować. W przyszłym roku ukażą się dwie części najnowszego raportu ONZ-owskiego panelu naukowców (IPCC), które będą opisywać właśnie, w jaki sposób zatrzymać zmiany klimatu. Także postęp technologiczny dostarcza nam coraz lepszych rozwiązań.

Co może być nawet bardziej znaczące, to ta wiedza nie ogranicza się już tylko do wąskiego grona naukowców i aktywistów. Kolejne badania pokazują, że większość ludzi zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie niosą zmiany klimatu. Np. według nowego badania Deloitte ponad 80 proc. ludzi w Polsce jest w jakimś stopniu zaniepokojonych zmianami klimatu. Połowa dostrzega już teraz negatywny wpływ zmian klimatu na swoje najbliższe otoczenie. Konkretne obawy pokrywają się z prognozowanymi przez naukę skutkami ocieplenia. Większość ludzi chce także konkretnych działań ze strony władz oraz sektora prywatnego, a także (przynajmniej w deklaracjach) jest gotowych działać samemu. 

Ta rosnąca wiedza, postęp i świadomość są potężnym powodem do optymizmu. Jednak i tu pojawia się "ale". Zaprzeczanie wprost zmianom klimatu spadło do marginesu, ale tzw. opóźniacze działania nie zniknęli. Często przyjęli nowe strategie. Są bardziej niuansowanie od zwykłego kłamstwa na temat naukowych podstaw wiedzy o globalnym ociepleniu. Niektórzy przekonują, że działać trzeba powoli, bez "narażania gospodarki" - choć często gdy mówią "gospodarka" mają na myśli własny zysk, a nie dobrobyt ogółu. Inni naginają fakty i twierdzą, że nie mamy już żadnych szans na zatrzymanie katastrofy, a ludzkość czeka wymarcie. Choć zagrożenia są ogromne i realne, to naukowcy bez przerwy podkreślają, że wciąż mamy szansę ich uniknąć - zaś defetyzm jest na rękę tym, którzy chcieliby dalej emitować bez konsekwencji.

3. Wciąż mamy czas

W ciągu tej dekady globalne emisje muszą zostać obniżone o co najmniej 45 proc., żebyśmy mieli dobre szanse za utrzymanie poziomu 1,5 stopnia Celsjusza. To może wydawać się ogromnym wyzwaniem, ale w rzeczywistości... jest jeszcze większe. W roku 2020 w wyniku pandemii i zamrożenia gospodarki emisje spadły o ok. 5 procent. Żeby ściąć je odpowiednio do 2030 roku, musimy obniżać je o jeszcze więcej każdego roku. 

Czy można więc mówić, że mamy czas? Na pewno nie mamy go na dalsze puste obietnice, plany, których nikt nie zrealizuje czy miałkie debaty. Ale nauka mówi jasno, że jeszcze nie jest za późno i mamy czas na konkretne działania. Jutro, pojutrze, w każdy najbliższy miesiąc i rok to czas, w którym możemy realnie obniżać emisje gazów cieplarnianych i zbliżać się do celu. 

A co, jeśli tego czasu zabraknie? Jeśli działania będą zbyt wolne, niewystarczające i a kilka lat obudzimy się do nagłówków: 1,5 stopnia jest już stracone? To będzie oznaczało, że trzeba zacząć walkę o 1,6 stopnia. A jeśli i to zawiedzie - to 1,7 stopnia. Jak mówiła aktywistka Greta Thunberg, "nigdy nie jest za późno zrobić tyle, ile w naszej mocy" i "nie ma punktu, w którym wszystko jest już stracone". Pewne zmiany i pewne straty będą już nieodwracalne (przynajmniej w pewnej perspektywie czasowej) po przekroczeniu 1,5 stopnia. Każdy ułamek stopnia więcej oznacza więcej cierpiących ludzi i większe zagrożenie tego, że przekroczymy punkty krytyczne systemu klimatycznego. Ale każdy ułamek ocieplenia mniej oznacza, że uniknęliśmy jeszcze większych strat. - Jeśli nie uda się nam zatrzymać wzrostu temperatury na poziomie 1,5 stopnia, to naszym celem jest 1,6. A później 1,7. Zawsze możemy zapobiec temu, że będzie jeszcze gorzej - stwierdziła w rozmowie z BBC.

4. Ty! Tak, ty.

Jeżeli czytasz to zdanie, to znaczy, że jesteś jednym z powodów do optymizmu. Bo skoro samemu szukasz takich powodów, to znaczy, że jesteś zaniepokojony/-a kryzysem klimatycznym i poświęcasz swój czas, żeby dowiedzieć się więcej. To bardzo ważne! 

Jak wspominałem na wcześniej, jednym z wielkich zagrożeń dla naszej walki z kryzysem klimatycznym jest dopuszczenie do tego, aby zaniepokojenie i strach przerodził się w rezygnację. Dlatego zachęcam Cię, żeby twój niepokój - który może być jak najbardziej uzasadniony - spróbować przełożyć na działanie. Nie ma uniwersalnej recepty na to, co każdy może zrobić dla klimatu. Każdy z nas ma inne możliwości, inne warunki, inne talenty. Warto zastanowić się, w czym jest się dobrym, na co ma się wpływ i co jest na nasze siły - i na tym polu szukać działań klimatyczny. Można robić to w swojej okolicy (np. ratowanie drzew), wśród znajomych (rozmawiając o kryzysie klimatycznym), w firmie (starając się, by działała w zrównoważony sposób). Można protestować samemu lub zostać częścią jednego z ruchów klimatycznych. Możliwości jest mnóstwo - i już samo wybranie jednej z nich może dać nową siłę i powody do optymizmu.

Więcej o: