Rząd Kenii ogłosił klęskę narodową w 10 z 47 hrabstw kraju. Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzega, że ponad dwa miliony ludzi jest narażonych na brak jedzenia. Ponadto przemieszanie się grup ludzi w poszukiwaniu jedzenia i wody może prowadzić do napięć między społecznościami - podaje agencja AP. Jeden z mieszkańców wioski Dertu, z którym rozmawiał dziennikarz agencji, przekazał, że stracił już 40 kóz, które padły z powodu głodu. "Jeśli one umrą, my też umrzemy" - powiedział Yusuf Abdullahi.
Według danych ONZ, w regionie dotkniętym suszą obecnie 465 tys. dzieci poniżej piątego roku życia i ponad 90 tys. kobiet w ciąży oraz karmiących matek cierpi na niedożywienie.
Susza oznacza mniej jedzenia, to zaś prowadzi do wzrostu cen. Według danych cytowanych przez Reutersa w październiku były one o 16 proc. wyższe od średniej. Dla mieszkańców wsi ich zwierzęta mogą stanowić większość majątku, dlatego gdy umierają z powodu suszy, ich właściciele wpadają w ubóstwo.
To drugi rok z rzędu, gdy w północnej Kenii pora deszczowa nie przyniosła spodziewanych opadów. Kenijscy eksperci mówią, że dawniej klęska suszy była przynajmniej przewidywalna - przychodziła co pięć lub co 10 lat, a pastwiska czy zbiorniki wodne w międzyczasie zbierały wilgoć i wodę. Teraz susza uderza co dwa lata lub nawet co roku. W tym roku na część obszaru północnej Kenii spadło tylko 20-25 proc. średnich opadów.
Kryzys wodny dotyka zwierząt gospodarskich oraz dzikiej przyrody. Członkowie organizacji ekologicznych mówią o zwierzętach padłych z głodu. Przez wyschnięte łąki i pastwiska są głodne i słabe, co powoduje, że nie maja siły dojść do zbiorników wodnych, by się napoić. AP publikuje przygnębiające zdjęcia padłych m.in. żyraf i bydła domowego.
Cytowany przez agencję eksperci ostrzegają, że takie kataklizmy klimatyczne staną się częstsze w całej Afryce. To kontynent, który w najmniejszym stopniu przyczynia się do globalnego ocieplenia, ale ucierpi na nim najbardziej.
- Nie mamy zapasowej planety, na której będziemy szukać schronienia, gdy uda nam się zniszczyć tę planetę - powiedział w zeszłym miesiącu dyrektor Międzyrządowej Organizacji ds. Rozwoju w Afryce Wschodniej, Workneh Gebeyehu, podczas otwarcia regionalnego centrum wczesnego ostrzegania w stolicy Kenii, Nairobi.
Więcej wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Ekstrema pogodowe - z jednej strony gwałtowne ulewy, z drugiej fale upałów - są wśród przewidywanych przez naukowców skutków zmian klimatu. O ile roczna suma opadów może się nie zmieniać, to inny będzie ich rozkład: wzrasta liczba opadów krótkotrwałych, o silnym natężeniu, powodujących podtopienia, a w dłuższych odstępach między nimi możliwe są susze. Ponadto gwałtowne opady nie przeciwdziałają wysychaniu tak dobrze, bo woda szybko spływa do cieków wodnych.
To zagrożenie także w naszej części świata. W przygotowanym przez warszawski ratusz dokumencie dot. adaptacji do zmian klimatu czytamy, że w latach 1981-2013 "wzrosła liczba dni z opadem intensywnym oraz odnotowywano coraz wyższe jednostkowe wartości opadów". Przykładem była ulewa w stolicy w czerwcu 2020 roku, gdy w kilka godzin spadło tyle deszczu, ile wynosi średnia miesięczna suma opadów. Do tego brak retencji wody i miejska betonoza potęgują skutki takich ulew i przyczyniają się do zalewania ulic i budynków. Inny przykład to województwo łódzkie, które jest zagrożone silnym pustynnieniem oraz równolegle powodziami w dolinach największych rzek regionu.
Na półmetku jest szczyt klimatyczny COP26, który rozpoczął się w ubiegły weekend w Glasgow. W Szkocji zebrali się światowi przywódcy i zespoły negocjacyjne blisko 200 państw świata. Pracują nad wcieleniem w życie Porozumienia paryskiego z 2015 roku, zgodnie z którym kraje zobowiązały się do zatrzymania wzrostu temperatury globalnej znacznie poniżej poziomu 2 stopni Celsjusza, a najlepiej - 1,5 stopnia. Jednak już teraz emitowane przez człowieka gazy cieplarniane rozgrzały Ziemię o około 1,1 stopnia, zatem czasu jest niewiele.
W pierwszym tygodniu w Glasgow padło kilka ważnych deklaracji dot. zatrzymania wylesiania, odejścia od węgla czy ograniczenia emisji metanu, jednego z gazów cieplarnianych. Jednak - jak opisuje AFP - duża część tych dokumentów ma w rzeczywistości mniej konkretów i znaczenia, niż próbuje im nadać brytyjska prezydencja szczuty. Równolegle toczą się negocjacje nad technicznymi aspektami funkcjonowania Porozumienia paryskiego, które będą kontynuowane w drugim tygodniu. Na szczycie padło też kilka ważnych deklaracji poszczególnych państw, m.in. Indii, jednak sumarycznie plany klimatyczne na najbliższe lata są daleko niewystarczające, by zatrzymać ocieplenie poniżej 2 stopni, a tym bardziej - na poziomie 1,5 stopnia.
Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.