Na zachodzie Stanów Zjednoczonych - szczególnie w Kalifornii - rok 2021 był kolejnym fatalnym pod względem napędzanych przez zmiany klimatu pożarów. Na ich skutek bardzo poważnie ucierpiały wielkie sekwoje. Jedne z największych drzew na świecie rosną naturalnie tylko na stosunkowo niewielkim obszarze Kalifornii i są już teraz uznawane za zagrożony gatunek.
Jak poinformowały władze parku narodowego sekwoi w USA, ostatnie dwa lata pożarów zabiły nawet 20 proc. całej światowej populacji tych drzew - podaje ABC.
W tym roku pożary dotknęły jedną trzecią lasów z wielkimi sekwojami i zniszczyły od 2,2 do 3,6 tys. drzew. W ubiegłym roku obumarło od 75, do 10,4 tys. tych drzew. Zatem zginęło od 13 do 19 proc. wszystkich wielkich (mających ponad 1,2 m średnicy) sekwoi.
Takie drzewa rosną nawet kilka tysięcy lat. Zatem młode lub dopiero sadzone sekwoje osiągną porównywalne rozmiary za co najmniej kilka stuleci. - Straszliwa rzeczywistość jest taka, że mamy za sobą kolejną ogromną stratę w ograniczonej populacji tych pomnikowych drzew. To nie do zastąpienia przez wiele pokoleń - powiedział Clay Jordan, przedstawiciel parku narodowego. Podkreślił, że choć drzewa są spektakularnych rozmiarów, to nie znaczy, że nie są narażone i trzeba podjąć działania, by kolejne pokolenia miały możliwość je zobaczyć za swojego życia.
Więcej wiadomości o środowisku znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
ABC zwraca uwagę, że te drzewa były kiedyś uważane za "ognioodporne". Pożary były dawnej częścią naturalnych procesów w ekosystemach tej części świata.
Jednak teraz wyjątkowo intensywne pożary, napędzane przez zmiany klimatu i łączące się m.in. z suszą, sprawiają, że giną także takie drzewa. Częścią problemu jest też dotychczasowa strategia walki z pożarami. Polegała ona na jak najszybszym zduszaniu nawet niewielkich pożarów. To sprawiało, że naturalne (i stosowane przez rdzenne ludy) wypalanie nie miało miejsca, przez co w lasach zbiera się więcej "paliwa" dla ognia.
Wzrost temperatury, wraz z nim silniejsze fale upałów i zmiana wzorców pogodowych (jak bardziej intensywne, ale rzadsze opady) to przewidywane przez badaczy skutki globalnego ocieplenia.
To sprawia, że w dotkniętych nimi regionach zwiększa się zagrożenie pożarami. Na przykład w raporcie naukowym na zlecenie australijskiego rządu oceniono, że w wielu rejonach kraju ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza zwiększy intensywność pożarów o 25 proc., powiększy teren objęty pożarami o połowę i zmniejsza okres między pojawianiem się ognia.
W rejonach charakteryzujących się występowaniem pożarów, jak Kalifornia czy Australia, mogą być one groźniejsze niż wcześniej. Ekstremalna susza i upały pozwalają np. na powstawanie gigantycznych pożarów - pojedyncze osiągają nawet 500 tys. hektarów. Taka skala ognia jest nie do opanowania przez strażaków.
Więcej o skutkach kryzysu klimatycznego i rozwiązaniach, jakie mamy w walce z nim, przeczytasz w serwisie Zielona.Gazeta.pl.